poniedziałek, 31 sierpnia 2015

"Czasem wielkich rzeczy dokonują ludzie, po których nikt się tego nie spodziewa..." - Karla zaprasza na film.

    Cytat w tytule pochodzi z filmu "Gra tajemnic", ale o nim będzie innym razem.
    Tym czasem kilka innych, moim zdaniem świetnych, filmów z udziałem Benedicta Cumberbatcha.
Nie ma co się rozpisywać, niech przemówią obrazy!



  Na dobry początek "INSEPARABLE" - dramat krótkometrażowy z 2007 roku w reżyserii Nicka White'a. 


Jest to opowieść o dwóch braciach bliźniakach. Joe i Charlie na co dzień żyją w dwóch całkowicie odmiennych światach. Pierwszy ma poukładane życie, dobrą pracę, rodzinę; drugi spędza czas na piciu, a pieniądze trwoni na wyścigach.
Gdy pewnego dnia Joe dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory składa bratu bardzo nietypową propozycję i obaj stają przed niezwykle trudnym wyborem...


Film  trwa raptem 11 minut, ale kiedy do pracy zabiera się profesjonalista nie potrzeba wiele by poruszyć widza do łez, przez cały film nie mówiąc w zasadzie ani słowa.

Cumberbatch świetnie ukazuje emocje, do tego stopnia, że są one niemal namacalne.
Zresztą zobaczcie i oceńcie sami:


    Jeszcze jedna krótka forma. Film w reżyserii Patricka Victora Monroe z 2013 r., którego Benedict Cumberbatch jest współproducentem.


 "LITTLE FAVOUR" opowiada historię byłego żołnierza - Wallace'a (Benedict Cumberbatch), który zmagając się z zespołem stresu pourazowego próbuje za wszelką cenę otrząsnąć się z traumatycznych wojennych wspomnień i rozpocząć nowe życie z dala od wojska.

Pewnego dnia pojawia się James (Colin Salmon)- były towarzysz broni i człowiek, który ocalił Wallace'owi życie, a teraz prosi towarzysza o przysługę, chce by przyjaciel przez kilka dni zaopiekował się jego córką - Lylą (w tej roli córka reżysera Paris Winter Monroe).
Wallace z początku nie chce się na to zgodzić, jednak ostatecznie daje za wygraną, nie umie bowiem odmówić komuś, kto ocalił mu życie. Bardzo szybko przekonuje się jednak, że to wcale nie będzie "drobna przysługa" jak mogło się początkowo wydawać.

  Film trwa niemal dwa razy dłużej niż "Inseparable", więcej w nim również dialogów, ale przy tak znakomitej grze aktorskiej śmiało można obyć się bez nich.

Obraz jest projektem grupy przyjaciół, ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić na kilka miesięcy pracy nad pełnometrażowym filmem, ale zawsze znajdą kilka dni na zrobienie krótkiego metrażu.

Obecność nastoletniej aktorki wprowadza do filmu wątek dotyczący dzieci zmuszanych do stosowania przemocy.
Benedict Cumberbatch podczas Festiwalu Off Plus Camera w Krakowie tak mówił o tym zagadnieniu : "Myślimy o dziecięcych żołnierzach jako o czymś odległym. To straszny skutek uboczny nędzy i wojny w krajach dalekich od cywilizacji zachodniej. Przemoc może dotyczyć także naszego kręgu kulturowego i wcale nie jest taka odległa".

 

Oba filmy, zarówno "Inseparable" jak i "Little Favour" stanowią niepodważalny dowód na to, że dysponując dobrymi aktorami można zrobić naprawdę świetny, głęboki, poruszający film, dotykający kwestii fundamentalnych, przepełniony emocjami, które są niemal namacalne, a który trwa ledwie kilka czy kilkanaście minut.

      Były krótkie formy filmowe, czas na coś dłuższego, tym razem serial telewizyjny, ostatni, w którym Benedict Cumberbatch zagrał przed "Sherlockiem".

 "THE LAST ENEMY" to miniserial (5 odcinków) z 2008 roku, którego reżyserem jest Iain B. MacDonald.
Jest to thriller polityczny, ukazujący jaki będzie w niedalekiej przyszłości wpływ technologii nadzoru na społeczeństwo Wielkiej Brytanii (i nie tylko) oraz na relacje międzyludzkie.
Serial, którego akcja rozgrywa się po krwawych zamachach w Londynie opowiada historię cierpiącego na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne matematyka - Stephena Ezarda (Benedict Cumberbatch), który dopiero co wrócił z Chin, wprost na pogrzeb swojego brata - Michaela (Max Beesley), który pracował dla organizacji charytatywnej w obozie dla uchodźców w Afganistanie i zginął w wybuchu miny-pułapki.
Stephen, który wraz z wdową po Michaelu - Yasim (Anamaria Marinca) próbuje rozwiązać zagadkę śmierci brata zostaje wplątany w globalny spisek, staje się marionetką w rękach rządzących, całkowicie nieświadomą tego, w co się wpakował.
W miarę rozwoju wydarzeń napięcia narasta, a my wraz z głównymi bohaterami odkrywamy mroczną prawdę o projekcie, który w założeniu miał chronić bezpieczeństwo obywateli, w praktyce jednak był bezwzględnym narzędziem kontroli, pozwalającym wyśledzić każdego, wszędzie i o każdej porze.


Oglądając ten serial odniosłam wrażenie jakbym czytała jednocześnie "Nowy wspaniały świat" Huxleya i "Rok 1984" Orwella. Wizja świata (wcale przecież nie tak odległa), w którym rząd posiada dane biometryczne wszystkich obywateli i na podstawie tych danych jest w stanie dowiedzieć się wszystkiego o każdej pojedynczej osobie, a przy okazji jest w stanie ją kontrolować budzi niepokój. Szczególnie, jeśli za podobny projekt zabierze się jakiś szaleniec, a takich przecież we współczesnym świecie nie brakuje...

Wątek romansu Stephena i Yasim no to tak może nie koniecznie przypadł mi do gustu, ale serial jako całość jak najbardziej. Mocno dał do myślenia, zaniepokoił i poruszył. Szczególnie ostatnia scena wbija w ziemię...

I już ostatni na dziś. Był krótki metraż, był serial, teraz pora na film.

 "TRZECIA GWIAZDA" to poruszający komediodramat, będący debiutem reżyserskim Hattie Dalton, zrealizowany w 2010 roku.
Opowiada historię Jamesa (Benedict Cumberbatch), który choruje na raka i jest już w terminalnym stadium choroby.
W dniu swoich 29 urodzin James wraz z trzema przyjaciółmi wyrusza w podroż, by jak sam mówi oderwać się od towarzyszącego mu współczucia, a także by po raz ostatni zobaczyć swoje ukochane miejsce na ziemi - Zatokę Barafundle Bay w Walii.
Cały film jest opowieścią właśnie o podróży - zarówno tej dosłownej, do konkretnego miejsca, ale i o tej jaką jest życie każdego z nas.
Towarzyszymy przyjaciołom w ich drodze - czasem jest zabawnie, czasem nerwowo, czasami dramatycznie lub po prostu smutno. Cała opowieść ma w sobie niebywały ładunek emocjonalny i jest to zasługa nie tylko samej historii, bo ta może się wydawać dość banalna, ale po raz kolejny także świetnej gry aktorów, którzy dali z siebie wszystko co najlepsze.
W zamyśle twórców film miał uzmysłowić odbiorcom, że wszyscy znajdujemy się pod presją czasu, nikt z nas nie wie ile tak naprawdę mu go zostało i kiedy jego podróż się skończy, a najdobitniej dociera to do nas, gdy zderzymy się z chorobą lub śmiercią kogoś bliskiego.
Podróż Jamesa kończy się w Zatoce Barafundle Bay - taki był jego plan, taka była jego w pełni świadoma decyzja. Gdzie kończy się podróż jego przyjaciół tego nie wiemy, w Zatoce zakończył się pewien jej etap, ale ich droga jeszcze się nie skończyła, ich opowieść nadal trwa i tylko od nich zależy jakie napiszą do niej  zakończenie.
Film porusza jeszcze jedną, niezwykle ważną i trudną kwestię, mianowicie czy człowiek w terminalnym stadium choroby ma prawo powiedzieć, że dalej już nie chce żyć, że tyle wystarczy. Którym moment jest tym właściwym (jeśli w ogóle jakiś jest), by powiedzieć "stop. Mój stan będzie się pogarszał z każdym dniem, ból będzie coraz silniejszy, więc dziś mówię dosyć".
A jak w takiej sytuacji mają się zachować bliscy, przyjaciele?
Obejrzyjcie film i spróbujcie poszukać odpowiedzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz