piątek, 25 września 2015

INNI PISZĄ: "Widziałeś arabską dzicz?"

      Temat uchodźców wciąż jest bardzo na czasie i nadal prowokuje gorące dyskusje i wywołuje wiele kontrowersji.
Polecam wywiad Marceliny Obrzydowskiej z Markiem Jarosem, psychologiem i psychoterapeutą, założycielem i dyrektorem merytorycznym warszawskiej Kliniki Stresu.

Marcelina Obrzydowska: Widział Pan kiedyś uchodźcę?
Marek Jaros: Nie. I problem w tym, że zdecydowana większość Polaków też nie.

Jak na kogoś, kogo w Polsce prawie nikt nie widział, mamy o nich dość mocno wyrobione zdanie.
Tak o uchodźcach, jak i o każdym „innym”, którego nie znamy. Automatycznie dzielimy świat na „naszych” i „obcych”. To jest podstawowy, wrodzony schemat, według którego orientujemy się w relacjach z innymi ludźmi. Dzięki niemu wiemy, czy napotkana osoba to „obcy” czy „swój”. I od razu przyjmujemy wobec niej odpowiednią postawę – przyjazną lub niechętną. To naturalny odruch, wynikający z historii naszego gatunku.

Obrażanie i szykanowanie innychteż?
Wroga postawa wobec „obcego” i agresja jest konsekwencją widzenia świata w takich, uproszczonych kategoriach – my/oni. Ma to sens, jeżeli w „dżungli” spotykają się dwa stada konkurujące o ograniczone zasoby.

Ale mówimy o ludziach.
Owszem, jednak musimy zrozumieć, że mimo oczywistych różnic między ludźmi a zwierzętami, jesteśmy, tak jak one, wyposażeni w dość prymitywne mechanizmy. Uaktywniają się one w szczególnie trudnych sytuacjach. Jednak, w odróżnieniu od zwierząt, możemy te mechanizmy kontrolować i schemat my/oni rozbroić.

Kontrolowana ksenofobia?
Z jednej strony można powiedzieć, że ksenofobia jest „ustawieniem domyślnym” człowieka. Z drugiej strony – można to ustawienie ominąć przez rozszerzenie grupy „my”, czyli włączenie „obcych” do „naszych”. To jest możliwe pod warunkiem, że powstrzymamy instynktowną niechęć i spróbujemy w to miejsce włączyć ciekawość.

Czyli atmosfera w Polsce nie jest niepokojąca?
Wręcz przeciwnie. Jest bardzo niepokojąca. Mam, podobnie jak wielu z nas, nikłą przyjemność obserwacji „hejtów” na Facebooku. Ich intensywność, skala i zasięg stale rośnie. Na początku, memy o uchodźcach umieszczały pojedyncze osoby. Z czasem dołączyły kolejne i kolejne… To wszystko wymknęło się spod kontroli, a odpowiedzialność za wpisy rozmyła się w tłumie.

A od słowa do czynu…
…jest bardzo krótka droga. Przykładów nie trzeba szukać daleko – Jugosławia, II Wojna Światowa, pogromy Żydów… Europa jest pełna takich dramatycznych historii.

Na szczęście Polska ma długą tradycję wielokulturowości.
To prawda. Ale ludzie, którzy jej doświadczyli, w większości odeszli. Ja nigdy nie widziałem „prawdziwego Żyda”. Wiem, że tu byli, ale, gdybym dziś spotkał jednego z nich na ulicy, zareagowałbym prawdopodobnie jak na „obcego”.

A czy inne grupy też tak reagują? Paradoksalnie, to nie Polska, a Niemcy są najlepszym „przyjacielem” uchodźców.
Bo wyciągnęli wnioski z historii i poszerzyli grupę „my”. Poznali i oswoili „obcego”, więc nie muszą się go obawiać. Co nie oznacza, że nie mają problemów z integracją. Więcej jednak w ich modelu korzyści niż strat.

Możemy się inspirować.
Nie ma nic bardziej rozwijającego jak spotkanie „obcego”. Ci ludzie rzeczywiście są inni, ale są też podobni do nas – mają tą samą emocjonalność, potrzeby, obawy. Z drugiej strony reprezentują inną kulturę. Generalnie wiec spotkanie „obcego” jest rozwijające. Oczywiście jest to trudne. Konfrontacja z inną kulturą zawsze jest problematyczna. Ale tylko, jeśli mówimy o tym w kategoriach „konfrontacji”. Bo jeśli zostaniemy przy takiej optyce, że spotkanie innego to sytuacja zagrożenia, to wtedy z tego nie skorzystamy. Dlatego rozsądniej jest sprawdzić, jak z takiego spotkania skorzystać.

Cała ta fala nienawiści, hejtu i te niby merytoryczne dyskusje są bardzo prymitywną reakcją. U jej podstaw leży pierwotny, stadny strach, który nie dopuszcza myślenia. I wystarczy wyciągnąć podręcznik psychologii poznawczej i społecznej, by wskazać na wiele błędów poznawczych, które wtedy popełniamy. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo naturalną konsekwencją strachu jest agresja. Niestety, wszyscy mamy pierwotny potencjał do jej uruchamiania.

 

Jak w słynnym eksperymencie Zimbardo.
Dokładnie. Zimbardo pokazał, że wystarczy stworzyć warunki by każdy, nawet najbardziej moralny człowiek, zamienił się w potwora. I to właśnie obserwujemy na facebooku. Niestety, internet, jeśli chodzi o podgrzewanie atmosfery, jest „doskonałym” i przerażającym narzędziem – daje pozory anonimowości, a informacja rozprzestrzenia się błyskawicznie.

Czy jest na to jakiś sposób?
Dobrze by było, by każdy zastanowił się, z jakiego powodu w tym uczestniczy. Po co udostępniasz kolejną informację o tym, że muzułmanie są straszni, źle traktują kobiety i ucinają głowy? Nie dyskutuję z tym, czy ucinali, czy nie. Ale jak masz kliknąć i udostępnić, zastanów się, po co to robisz i jakie będą tego skutki. Wielu ludzi robi to automatycznie i nie zastanawia się, czemu to służy. Każda dokładana cegiełka to podgrzewanie beczki z prochem, która w końcu wybuchnie. Jeśli więc bierzesz udział w mowie nienawiści, powinieneś też wziąć odpowiedzialność za to, co z tego wyniknie.

Czyli nic dobrego…
Jeśli zostawimy to tak jak jest, może dojść do tragedii. W wojennej Polsce ludzie naprawdę zabijali swoich sąsiadów – ci sami ludzie, którzy na co dzień chodzili w krawatach i byli szanownymi obywatelami. Tak samo było w Jugosławii, gdy mordowano muzułmanów.

Tych muzułmanów, których w zasadzie w Polsce nie ma.
Tym łatwiej jest nam na ich temat fantazjować. Dlatego, w tych wszystkich mitach, które śledzę, brakuje mi odpowiedzialności dziennikarzy. Jeśli chcielibyśmy przeanalizować to, co się o uchodźcach ukazuje, musielibyśmy się bardzo postarać, by dotrzeć do prawdziwych informacji. A gdy ludzie czują strach, to, bardziej niż zwykle, potrzebują jasności i prostych odpowiedzi. Nie ma miejsca na względność. Ten lęk i strach napędzane są przez niewiedzę. Bo gdy czegoś nie wiemy, to sobie wyobrażamy. I z całą pewnością, na wszelki wypadek – bo są to oni, a nie my – będziemy wyobrażać sobie wszystko, co najgorsze. Jedyny sposób by tego uniknąć, to przedstawić rzeczywisty wizerunek tych ludzi. Ja nie mam pojęcia, jacy są uchodźcy. Jedyne, co widzę, to tłumy młodych mężczyzn w internecie.

W dodatku wściekłych.
Z mojej terapeutycznej perspektywy, trudno spodziewać się, że będą oni mili, przyjaźni i spokojni. To ludzie, którzy otarli się o śmierć, stracili bliskich i wszystko, co mieli. Oni naprawdę są w dużym stresie.

Większym niż Polacy?
Tak. Dlatego, że stres jest generalnie reakcją ratowania życia. I oni naprawdę ratują życie. Nie można więc spodziewać się, że osoby w takiej sytuacji będą miłe, sympatyczne i że będą reagowały racjonalnie. My, dla odmiany, jesteśmy w stanie wyobrażonego zagrożenia. Dlatego to oni potrzebują realnej pomocy, a nie my. A wykorzystywanie tego, że wybuchają, zachowują się nieracjonalnie i gwałtownie, krzyczą, płaczą i rzucają rożnymi rzeczami jest zwyczajnie nieludzkie.

A co jest bardziej ludzkie?
Myślenie i współczucie. To są takie dwie cechy, które mamy rozwinięte bardziej od zwierząt. Prócz tego, podobnie jak zwierzęta, jesteśmy wyposażeni w proste, automatyczne mechanizmy, które ujawniają się w ekstremalnych sytuacjach. Czasami to jest dobre. Ale w tej sytuacji lepiej jest włączyć myślenie i empatię.

Ale jak tu empatyzować z rozwścieczonym tłumem uchodźców? Czy nie powinni być bardziej wdzięczni i pokorni?
Jeśli ktoś ma wyobrażenie na temat tego, jak powinni zachowywać się, wyglądać i ubierać uchodźcy, a potem obraża się, że rzeczywistość jest inna, to świadczy to tylko o jego niedojrzałości.

Czyli jesteśmy niedojrzali.
Jeśli uznamy, że człowiek jest istotą czującą – doświadcza potrzeb, impulsów, emocji – i jednocześnie myślącą, to dojrzałość emocjonalna polega między innymi na tym, że jesteśmy w stanie zatrzymać impulsy i poddać je refleksji. Co nie oznacza rezygnacji z jakiejkolwiek z tych części. Nie musimy wypierać emocji i ich tłumić. Ale po to, między innymi, mamy racjonalność by kontrolować emocjonalność.

A jeśli nie nauczyliśmy się jej kontrolować?
To jesteśmy w poważnych tarapatach. Wszyscy. Nasz świat właśnie dlatego jest całkiem „miłym” miejscem do życia, że człowiek nauczył się kontrolować swoją emocjonalność. Bo gdy jej nie kontrolujemy, do głosu dochodzą te wszystkie prymitywne mechanizmy, które naszym przodkom służyły do przetrwania. Dlatego utrzymanie, tej niezwykle delikatnej równowagi, jest tak ważne.

Ale to właśnie pojawienie się „obcych” sprawia, że jest ona zachwiana.
Jedynie wtedy, gdy do sfery emocjonalnej dopuścimy strach, który napędza inne trudne emocje – złość, pogardę, wrogość, aż do nienawiści. I kiedy nie jesteśmy w stanie już tego wszystkiego pomieścić, projektujemy to na innych. W ten sposób przypisujemy „obcym” nasze własne, bardzo negatywne uczucia. 
I nagle jesteśmy przekonani, że to „oni” są wrodzy, niechętni i nienawistni, a nie my.

To bardzo wygodne.
Ale tylko pozornie. Bo uchodźcy przyjdą i pójdą, a my z naszą nienawiścią zostaniemy.

[źródło: http://mediumpubliczne.pl/2015/09/widziales-arabska-dzicz/ ] -> w linku pełny wywiad wraz ze zdjęciami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz