Temat uchodźców wciąż jest bardzo na czasie i nadal prowokuje gorące dyskusje i wywołuje wiele kontrowersji.
Polecam wywiad Marceliny Obrzydowskiej z Markiem Jarosem, psychologiem i psychoterapeutą, założycielem i dyrektorem merytorycznym warszawskiej Kliniki Stresu.
Marcelina Obrzydowska: Widział Pan kiedyś uchodźcę?
Marek Jaros: Nie. I problem w tym, że zdecydowana większość Polaków też nie.
Jak na kogoś, kogo w Polsce prawie nikt nie widział, mamy o nich dość mocno wyrobione zdanie.
Tak o uchodźcach, jak i o każdym „innym”, którego nie znamy.
Automatycznie dzielimy świat na „naszych” i „obcych”. To jest
podstawowy, wrodzony schemat, według którego orientujemy się w relacjach
z innymi ludźmi. Dzięki niemu wiemy, czy napotkana osoba to „obcy” czy
„swój”. I od razu przyjmujemy wobec niej odpowiednią postawę – przyjazną
lub niechętną. To naturalny odruch, wynikający z historii naszego
gatunku.
Obrażanie i szykanowanie „innych” też?
Wroga postawa wobec „obcego” i agresja jest konsekwencją widzenia
świata w takich, uproszczonych kategoriach – my/oni. Ma to sens, jeżeli w
„dżungli” spotykają się dwa stada konkurujące o ograniczone zasoby.
Ale mówimy o ludziach.
Owszem, jednak musimy zrozumieć, że mimo oczywistych różnic między
ludźmi a zwierzętami, jesteśmy, tak jak one, wyposażeni w dość
prymitywne mechanizmy. Uaktywniają się one w szczególnie trudnych
sytuacjach. Jednak, w odróżnieniu od zwierząt, możemy te mechanizmy
kontrolować i schemat my/oni rozbroić.
Kontrolowana ksenofobia?
Z jednej strony można powiedzieć, że ksenofobia jest „ustawieniem
domyślnym” człowieka. Z drugiej strony – można to ustawienie ominąć
przez rozszerzenie grupy „my”, czyli włączenie „obcych” do „naszych”. To
jest możliwe pod warunkiem, że powstrzymamy instynktowną niechęć i
spróbujemy w to miejsce włączyć ciekawość.
Czyli atmosfera w Polsce nie jest niepokojąca?
Wręcz przeciwnie. Jest bardzo niepokojąca. Mam, podobnie jak wielu z
nas, nikłą przyjemność obserwacji „hejtów” na Facebooku. Ich
intensywność, skala i zasięg stale rośnie. Na początku, memy o
uchodźcach umieszczały pojedyncze osoby. Z czasem dołączyły kolejne i
kolejne… To wszystko wymknęło się spod kontroli, a odpowiedzialność za
wpisy rozmyła się w tłumie.
A od słowa do czynu…
…jest bardzo krótka droga. Przykładów nie trzeba szukać daleko –
Jugosławia, II Wojna Światowa, pogromy Żydów… Europa jest pełna takich
dramatycznych historii.
Na szczęście Polska ma długą tradycję wielokulturowości.
To prawda. Ale ludzie, którzy jej doświadczyli, w większości odeszli.
Ja nigdy nie widziałem „prawdziwego Żyda”. Wiem, że tu byli, ale,
gdybym dziś spotkał jednego z nich na ulicy, zareagowałbym
prawdopodobnie jak na „obcego”.
A czy inne grupy też tak reagują? Paradoksalnie, to nie Polska, a Niemcy są najlepszym „przyjacielem” uchodźców.
Bo wyciągnęli wnioski z historii i poszerzyli grupę „my”. Poznali i
oswoili „obcego”, więc nie muszą się go obawiać. Co nie oznacza, że nie
mają problemów z integracją. Więcej jednak w ich modelu korzyści niż
strat.
Możemy się inspirować.
Nie ma nic bardziej rozwijającego jak spotkanie „obcego”. Ci ludzie
rzeczywiście są inni, ale są też podobni do nas – mają tą samą
emocjonalność, potrzeby, obawy. Z drugiej strony reprezentują inną
kulturę. Generalnie wiec spotkanie „obcego” jest rozwijające. Oczywiście
jest to trudne. Konfrontacja z inną kulturą zawsze jest problematyczna.
Ale tylko, jeśli mówimy o tym w kategoriach „konfrontacji”. Bo jeśli
zostaniemy przy takiej optyce, że spotkanie innego to sytuacja
zagrożenia, to wtedy z tego nie skorzystamy. Dlatego rozsądniej jest
sprawdzić, jak z takiego spotkania skorzystać.
Cała ta fala nienawiści, hejtu i te niby merytoryczne dyskusje są bardzo prymitywną reakcją. U jej podstaw leży pierwotny, stadny strach, który nie dopuszcza myślenia. I wystarczy wyciągnąć podręcznik psychologii poznawczej i społecznej, by wskazać na wiele błędów poznawczych, które wtedy popełniamy. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo naturalną konsekwencją strachu jest agresja. Niestety, wszyscy mamy pierwotny potencjał do jej uruchamiania.
Jak w słynnym eksperymencie Zimbardo.
Dokładnie. Zimbardo pokazał, że wystarczy stworzyć warunki by każdy,
nawet najbardziej moralny człowiek, zamienił się w potwora. I to właśnie
obserwujemy na facebooku. Niestety, internet, jeśli chodzi o
podgrzewanie atmosfery, jest „doskonałym” i przerażającym narzędziem –
daje pozory anonimowości, a informacja rozprzestrzenia się
błyskawicznie.
Czy jest na to jakiś sposób?
Dobrze by było, by każdy zastanowił się, z jakiego powodu w tym
uczestniczy. Po co udostępniasz kolejną informację o tym, że muzułmanie
są straszni, źle traktują kobiety i ucinają głowy? Nie dyskutuję z tym,
czy ucinali, czy nie. Ale jak masz kliknąć i udostępnić, zastanów się,
po co to robisz i jakie będą tego skutki. Wielu ludzi robi to
automatycznie i nie zastanawia się, czemu to służy. Każda dokładana
cegiełka to podgrzewanie beczki z prochem, która w końcu wybuchnie.
Jeśli więc bierzesz udział w mowie nienawiści, powinieneś też wziąć
odpowiedzialność za to, co z tego wyniknie.
Czyli nic dobrego…
Jeśli zostawimy to tak jak jest, może dojść do tragedii. W wojennej
Polsce ludzie naprawdę zabijali swoich sąsiadów – ci sami ludzie, którzy
na co dzień chodzili w krawatach i byli szanownymi obywatelami. Tak
samo było w Jugosławii, gdy mordowano muzułmanów.
Tych muzułmanów, których w zasadzie w Polsce nie ma.
Tym łatwiej jest nam na ich temat fantazjować. Dlatego, w tych
wszystkich mitach, które śledzę, brakuje mi odpowiedzialności
dziennikarzy. Jeśli chcielibyśmy przeanalizować to, co się o uchodźcach
ukazuje, musielibyśmy się bardzo postarać, by dotrzeć do prawdziwych
informacji. A gdy ludzie czują strach, to, bardziej niż zwykle,
potrzebują jasności i prostych odpowiedzi. Nie ma miejsca na względność.
Ten lęk i strach napędzane są przez niewiedzę. Bo gdy czegoś nie wiemy,
to sobie wyobrażamy. I z całą pewnością, na wszelki wypadek – bo są to
oni, a nie my – będziemy wyobrażać sobie wszystko, co najgorsze. Jedyny
sposób by tego uniknąć, to przedstawić rzeczywisty wizerunek tych ludzi.
Ja nie mam pojęcia, jacy są uchodźcy. Jedyne, co widzę, to tłumy
młodych mężczyzn w internecie.
W dodatku wściekłych.
Z mojej terapeutycznej perspektywy, trudno spodziewać się, że będą
oni mili, przyjaźni i spokojni. To ludzie, którzy otarli się o śmierć,
stracili bliskich i wszystko, co mieli. Oni naprawdę są w dużym stresie.
Większym niż Polacy?
Tak. Dlatego, że stres jest generalnie reakcją ratowania życia. I oni
naprawdę ratują życie. Nie można więc spodziewać się, że osoby w takiej
sytuacji będą miłe, sympatyczne i że będą reagowały racjonalnie. My,
dla odmiany, jesteśmy w stanie wyobrażonego zagrożenia. Dlatego to oni
potrzebują realnej pomocy, a nie my. A wykorzystywanie tego, że
wybuchają, zachowują się nieracjonalnie i gwałtownie, krzyczą, płaczą i
rzucają rożnymi rzeczami jest zwyczajnie nieludzkie.
A co jest bardziej ludzkie?
Myślenie i współczucie. To są takie dwie cechy, które mamy rozwinięte
bardziej od zwierząt. Prócz tego, podobnie jak zwierzęta, jesteśmy
wyposażeni w proste, automatyczne mechanizmy, które ujawniają się w
ekstremalnych sytuacjach. Czasami to jest dobre. Ale w tej sytuacji
lepiej jest włączyć myślenie i empatię.
Ale jak tu empatyzować z rozwścieczonym tłumem uchodźców? Czy nie powinni być bardziej wdzięczni i pokorni?
Jeśli ktoś ma wyobrażenie na temat tego, jak powinni zachowywać się,
wyglądać i ubierać uchodźcy, a potem obraża się, że rzeczywistość jest
inna, to świadczy to tylko o jego niedojrzałości.
Czyli jesteśmy niedojrzali.
Jeśli uznamy, że człowiek jest istotą czującą – doświadcza potrzeb,
impulsów, emocji – i jednocześnie myślącą, to dojrzałość emocjonalna
polega między innymi na tym, że jesteśmy w stanie zatrzymać impulsy i
poddać je refleksji. Co nie oznacza rezygnacji z jakiejkolwiek z tych
części. Nie musimy wypierać emocji i ich tłumić. Ale po to, między
innymi, mamy racjonalność by kontrolować emocjonalność.
A jeśli nie nauczyliśmy się jej kontrolować?
To jesteśmy w poważnych tarapatach. Wszyscy. Nasz świat właśnie
dlatego jest całkiem „miłym” miejscem do życia, że człowiek nauczył się
kontrolować swoją emocjonalność. Bo gdy jej nie kontrolujemy, do głosu
dochodzą te wszystkie prymitywne mechanizmy, które naszym przodkom
służyły do przetrwania. Dlatego utrzymanie, tej niezwykle delikatnej
równowagi, jest tak ważne.
Ale to właśnie pojawienie się „obcych” sprawia, że jest ona zachwiana.
Jedynie wtedy, gdy do sfery emocjonalnej dopuścimy strach, który
napędza inne trudne emocje – złość, pogardę, wrogość, aż do nienawiści. I
kiedy nie jesteśmy w stanie już tego wszystkiego pomieścić,
projektujemy to na innych. W ten sposób przypisujemy „obcym” nasze
własne, bardzo negatywne uczucia.
I nagle jesteśmy przekonani, że to
„oni” są wrodzy, niechętni i nienawistni, a nie my.
To bardzo wygodne.
Ale tylko pozornie. Bo uchodźcy przyjdą i pójdą, a my z naszą nienawiścią zostaniemy.
[źródło: http://mediumpubliczne.pl/2015/09/widziales-arabska-dzicz/ ] -> w linku pełny wywiad wraz ze zdjęciami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz