sobota, 5 września 2015

Uchodźcy a sprawa polsko-katolicko-patriotyczna - czyli albo to ja zgłupiałam, albo oni mają coś z głową...

      Temat uchodźców z Syrii i generalnie z terenów Bliskiego Wschodu i Afryki (o Ukrainie na razie ścichło) od kilku tygodni jest tematem goszczącym na czołowych miejscach we wszystkich serwisach informacyjnych, gorąco dyskutowanym przez wszystkich - od prawa do lewa...

      Dramat ludzi uciekających przed wojną jest czymś, o czym trudno pisać jeśli się tego nie przeżyło bądź nie widziało na własne oczy. Nie ulega wątpliwości, że pomoc tym ludziom jak najbardziej się należy, prawo do życia i bezpieczeństwa to podstawowe prawa człowieka, zatem społeczność międzynarodowa dokłada starań, by zapewnić cywilnym ofiarom wszelkich konfliktów zbrojnych (czy to na tle religijnym czy ekonomicznym) bezpieczne schronienie i zabezpieczyć podstawowe potrzeby życiowe. Organizacje humanitarne uwijają się jak w ukropie, by jak najlepiej wypełnić swoje zadania, by zapewnić tym ludziom żywność, opiekę medyczną, choćby prowizoryczny i w miarę bezpieczny dach nad głową.
Jednak wędrówka ludów się rozpoczęła i nie da się jej zatrzymać, bo trudno zatrzymać falę...
Uciekają - łodziami, w ciężarówkach, pod maskami samochodów, pociągami, nawet pieszo. Wędrują do Europy w poszukiwaniu lepszego życia i normalności...

       Pytaniem nie jest czy należy tym ludziom pomóc, czy należy ich jako podróżnych "w dom przyjąć", pytaniem zasadniczym jest nie "czy", ale "jak", jak to zrobić mądrze, by nie narazić na szwank stabilności i bezpieczeństwa własnego kraju i jego obywateli, bo to winno być najważniejsze dla każdej głowy państwa. 
Ale nad tym niech się głowią wielcy tego świata, może coś im się uda wymyślić...
        Bardziej "interesująca" dla mnie jest inna sprawa...
No bo z jednej strony wielu polityków, przedstawicieli organizacji charytatywnych (co zrozumiałe), duchowi "przywódcy" nawołują do solidarności z uchodźcami i do niesienia im pomocy, przyjmowania ich z otwartymi ramionami, bo toć to przecież nasi bracia i siostry, którym się życie zawaliło i trzeba, niczym ten samarytanin miłosierny przygarnąć ich, zapewnić wikt i opierunek w imię ludzkiej solidarności i miłosierdzia (nie tylko chrześcijańskiego).
Jak to się więc dzieje, że tylu pobożnych polaków-katolików, a na domiar wszystkiego jeszcze "patriotów", krzyczy, że nigdy w życiu, że "won brudasy", że wysłać ich do Czarnobyla, że "Polska dla Polaków" i inne takie w podobie?
Jak to jest, że ci sami ludzie, którzy mówią o sobie, że są chrześcijanami, katolikami, którzy kupują sobie koszulki w hasłami "Bóg-Honor-Ojczyzna", którzy krzyża nie zdejmą i bronić go będą "do krwi ostatniej kropli z żył", którzy powtarzają historię o tym jak to ich Bóg wraz ze swoją ziemską matką i przybranym ojcem uciekał do Egiptu (Żyd uciekający do Egiptu to naprawdę jest wyczyn - po tym co Żydzi "zawdzięczali" Egipcjanom), bo groziła mu śmierć z rąk złego króla, który to król złoczyńca dzieci niewinne kazał wymordować, którym ich święta księga nakazuje kochać bliźniego jak siebie samego. Ci sami polacy-katolicy krzyczą "won brudasy" i ogólnie w słowach powszechnie uznawanych za obelżywe wypowiadają się o ludziach uciekających, jak niegdyś ich Bóg przed śmiercią - okrutną i bezsensowną. 

A jak to jest, że wielu z tych od "won brudasy" i "Polska dla Polaków", głośno wyrażało swoje niezadowolenie i krzyczało o jawnej niesprawiedliwości i podłości tych bogatych Angoli, kiedy premier Wielkiej Brytanii mówił o zmianie przepisów dotyczących imigrantów, które sprowadzały się do tego, że albo masz pracę i uczciwie pracujesz, albo spadaj skąd przyjechałeś, bo my cię darmo żywić nie będziemy.
Och, jaki podniósł się lament wśród polskiego społeczeństwa, że nas dyskryminują, że łamią nasze prawo do tego by jechać i żyć gdzie chcemy, bo w końcu Unia Europejska, otwarte granice itd. itp. Trudno się dziwić, Polacy stanowią najliczniejszą grupę imigrantów zamieszkujących terytorium Wielkiej Brytanii...
Krzyczeli tak głośno i tak strasznie owe plany brytyjskiego premiera ich dotknęły i skrzywdziły, a przecież nie uciekali przed wojną, głodem, prześladowaniami.
Wyjechali dla pieniędzy... po prostu... 
Wyjechali po to, by mieć więcej hajsu, a nie dlatego, że ich życie było zagrożone...

      Jedyne skojarzenie jakie się nasuwa to żelazna logika Kalego: jak Kali ukraść komuś krowę to jest dobrze, ale źle jest jak ktoś Kalemu ukraść krowę...

Od lat już noszę żałobę po Świętej Matce Logice i już coraz mniej wierzę w jej zmartwychwstanie...

     Sprawa uchodźców wcale nie jest taka prosta, nie da się powiedzieć "tak" lub "nie". 
Nie ma bieli i czerni, jest mnóstwo odcieni szarości i potrzeba wielkiej rozwagi by wybrać ten najodpowiedniejszy, bo w takich sytuacjach nie ma wyboru między dobrem a złem, ale między złem mniejszym bądź większym... Jak w antycznej tragedii...

1 komentarz:

  1. Problem w tym, że, jak sama napisałaś, Polacy za granicę wyjeżdżają do pracy, sami na siebie zarabiają, nie czekają, aż im kraj da za nic mieszkanie, pieniądze i wszystko inne. Natomiast ci "biedni uchodźcy" pracować nie chcą, tylko za nic chcą dostać wszystko i do tego to my mamy się dostosować do nich, do ich kultury i ich religii..
    Problem w tym, że ci "biedni uchodźcy" ponoć uciekający przed wojną i głodem, to nie bezbronne kobiety i dzieci, tylko mężczyźni w kwiecie wieku (co widać patrząc na przybywające łodzie z uchodźcami - kobiety i dzieci to naprawdę nikły procent z całości)..
    Problem w tym, że we Francji, we Włoszech, w innych krajach jak na razie ci biedni uchodźcy demolują miejsca, w których przebywają a to, co dostają, wyrzucają, bo nie takie jakie chcieli.
    Skoro oni nie chcą pomocy, tylko chcą narzucić swoje, to po co wyjeżdżają ze swojego kraju do kraju o innej kulturze i religii? Tyle jest przecież państw islamskich, z tą samą kulturą, gdzie mogą uciec przed wojną i ubóstwem.

    Jeśli to faktycznie będą osoby, które uciekają przed wojną w swoim kraju i szukają azylu, jeśli to faktycznie będą osoby, które uszanują kulturę kraju, do którego przybywają, jeśli to faktycznie będą osoby, które kiedy tu przybędą postarają się przynajmniej znaleźć pracę i zarabiać na swoje utrzymanie, a nie oczekiwać, że im państwo wszystko da "bo oni biedni pokrzywdzeni" to tak, jestem za.
    Ale to, co się dzieje teraz tam, gdzie właśnie przybyli uchodźcy, to co robią sprawia, że mówię dobitne NIE!
    Jeśli ja jadę do kraju, gdzie obowiązuje inna kultura i religia, to muszę się dostosować bo inaczej może być źle ze mną, a ci "biedni uchodźcy" domagają się, byśmy my dostosowali się do nich w swoim kraju - to coś chyba jest nie tak, co?
    Jak sama napisałaś - sprawa uchodźców nie jest taka prosta... potrzeba rozwagi - szczególnie w rozeznaniu kto faktycznie przybywa do kraju pod statusem uchodźcy - czy rzeczywiście faktycznie wszyscy oni są pokrzywdzeni i uciekają przed złem, czy też chodzi o coś zupełnie innego... Żeby za jakiś czas się nie okazało, że mamy kolejne "ISIS" i to na własnym terenie...

    Nie chcę za jakiś czas obudzić się i we własnym kraju bać się wyjść na ulicę, bo może na ulicy któremuś nie spodoba się, że idę w spodniach i bez chusty na głowie...
    Dlaczego w moim mieście jest wielu Czeczenów, wielu wyznawców islamu i potrafią żyć z miejscowymi, a w mieście sąsiednim problem z osobami tego wyznania jest ogromny? Bo tutejsi szanują miejsce, w którym żyją i szanują osoby, z którymi żyją, w sąsiednim mieście ci ludzie próbują wszystkim narzucić swoje obyczaje, swoją religię... I ciekawie nie jest...

    OdpowiedzUsuń