środa, 29 kwietnia 2015

Pomóżmy ofiarom kataklizmu w Nepalu.

      

       Wciąż rośnie bilans ofiar sobotniego trzęsienia ziemi w Nepalu. Na chwilę obecną mówi się o ponad 4 tysiącach zabitych, a czarny, choć niezwykle realny scenariusz zakłada, że liczba ta może się podwoić...
Wiele tysięcy osób zostało rannych.
Według danych PAH skutkami kataklizmu dotkniętych jest 8 milionów osób, w tym 750 tysięcy dzieci poniżej piątego roku życia - wszyscy potrzebują natychmiastowej pomocy.

Wcześniej pisałam, że z pomocą ruszyła Polska Akcja Humanitarna, ale przecież nie tylko!
Oto jak można pomóc:

* Wpłacając dowolną kwotę pieniędzy na rachunek Polskiej Akcji Humanitarnej:
 BPH S.A. 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem "Nepal" 
Numer IBAN : PL91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 
SWIFT: BPHKPLPK 
lub dołączając do Klubu PAH SOS: www.pah.org.pl/klub

* Dołączając do zbiórki zorganizowanej przez Martynę Wojciechowską w serwisie siepomaga.pl -> http://www.siepomaga.pl/r/nepal

* Kupując groupon charytatywny za 10, 29 lub 49 zł w serwisie groupon.pl -> http://www.groupon.pl/oferty/warszawa/stowarzyszenie-przyjaciol-polskiej-akcji-humanitar/62023303

* Wysyłając SMS o treści NEPAL pod numer 7245

*  Wpłacając darowiznę na konto UNICEF Poland:
nr konta: 41 1020 1013 0000 0702 0005 9055 
z dopiskiem „Pomoc dla Nepalu”
lub poprzez stronę http://www.unicef.pl/nepal 

* Przekazując darowiznę na konto CARITAS Polska:
Bank PKO BP S.A. 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526
z dopiskiem Nepal
Bank Millenium S.A. 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384
z dopiskiem Nepal
lub wysyłając SMS o treści POMAGAM na numer 72052


Liczy się każda złotówka! 
 

KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE - zaginęła Ela Bargiel !! !!

   Elżbieta Bargiel, siostra polskiego himalaisty Andrzeja Bargiela prawdopodobnie przebywa teraz w Nepalu, w okolicach Katmandu.
Od kilku dni rodzina nie ma z nią żadnego kontaktu.
Ostatnia osoba, która ją widziała, przekazała rodzinie, że Ela planowała podróż na Festiwal Religijny "Universal Religion Festiwal in Nepal", który miał się odbywać w dniach 24 - 27.04.2015 w Katmandu.

Epicentrum sobotniego trzęsienia ziemi w Nepalu znajdowało się niedaleko Katmandu...

Rodzina kobiety jest zrozpaczona. Stają na głowie, by ją odnaleźć, by uzyskać jakiekolwiek informacje o jej losie i aktualnym miejscu pobytu, co biorąc poprawkę na dramatyczną sytuację w Nepalu i w samym Katmandu wcale nie jest zadaniem łatwym...


IN ENGLISH:

Our sis E la loba https://www.facebook.com/ela.bargiel?fref=ts ( facebook, real name: Elzbieta Bargiel) have not been in contact for a while. The last person who saw her said she was planning to go to Universal Religion Festival in Nepal. 
She was last seen at Chitwan Park in Nepal around 19th April ( 5hr drive to Kathmandu), before she was in Varnassi. She was on her way to Kathmandu. There was a massive Earthquake in Katmandu Nepal last weekend. Our family really worry about her. We have no information. If you seen/ met her somewhere in Nepal, or if you know somebody who went there please let us know. Any information is useful.

Last message from her on 16 April 2015 at 7.41 AM British Time : ' I am in Varanasi at night I am heading to Nepal. First stop Kathmandu then Pokhara.'
The earthquake epicentre was between Kathmandu and Pokhara...

Polish Embassy in New Dheli:
+919910999477 or +918588811719
Polish Consul in Nepal: +9779801020683
Family:
Ana Bargiel (sister): 0048609269271
E-mail: anabargiel@gmail.com
Ewa Bargiel (sister): 0048796459565 or 00447737812674
E-mail: e.wolakiewicz@gmail.com
Barbara Bargiel (sister): 004479 44 197 304
E-mail: ms.bargiel@gmail.com

Thank you for your Help!!

Udostępniajcie! / Please share!




poniedziałek, 27 kwietnia 2015

"Dziś, Piotr, gdy Ciebie nie ma..."


27 kwietnia 1997 roku...
dokładnie 18 lat temu...
odszedł Piotr Skrzynecki...

Człowiek niezwykły.
Był twórcą, kierownikiem artystycznym, reżyserem, scenarzystą i konferansjerem legendarnego kabaretu Piwnica pod Baranami.
Jego charyzma, niezwykły intelekt i instynkt, wyczucie literatury, oryginalny gust i smak powodowały, że Piwnica ściągała tłumy.
W swoim czarnym kapeluszu z piórkiem, w pelerynie, z nieodłącznym dzwoneczkiem tworzył niepowtarzalny klimat tego miejsca...

Tak bardzo żal, że już Go z nami nie ma...
To niezwykle smutne gdy odchodzi Człowiek tak utalentowany, pełen pasji, zamiłowania do sztuki... Cóż... widać w niebie bardziej był potrzebny...
Tylko jakoś tak... pusto tu bez Niego i cicho bez Jego dzwoneczka...


Bezmyślność w obliczu dramatu, czyli głupich nie sieją, sami się rodzą i tak wielu idiotów, a tak mało naboi...

    O tym, że facebook co jakiś czas wprowadza różne durnowate naklejki, aplikacje czy gadżety wiedzą wszyscy jego użytkownicy. 
Czasem jednak coś im się uda i wprowadzą rzecz przydatną, taką jak choćby raporty o bezpieczeństwie - polegający na tym, że w trakcie jakiejś katastrofy, zamachu czy innego tragicznego wydarzenia możemy oznaczyć siebie lub znajomych jako „bezpiecznych”. Dzięki temu nie tylko uspokajamy rodzinę i znajomych, ale też oszczędzamy wielu ludziom prób dodzwonienia się na przeciążone i tak w takich sytuacjach linie.

Wszystko brzmi bardzo ładnie, prawda? Niestety, rzeczywistość jest bardzo brutalna... 
Narzędzie, które w założeniu twórców mogło być naprawdę bardzo przydatne zostało wykorzystane przez zatrważającą w swej liczbie bandę idiotów do kolejnej durnej zabawy...
Najnowszą, w odczuciu całej tej zgrai bezmózgich debili, prześmieszną zabawą stało się oznaczanie siebie lub przypadkowych osób jako „bezpiecznych” w trakcie trzęsienia ziemi w Nepalu...

Serio?
Ku*wa, ludzie, naprawdę was to śmieszy? Naprawdę uważacie, że to zabawne? 
Jeżeli tak to pytam się - jakie trzeba mieć gówno zamiast mózgu, żeby robić coś takiego?
A jeśli nie to tym bardziej się pytam - po jaką cholerę to robicie?

No boki zrywać... 

Ciekawe czy rodziny, bliscy i przyjaciele ofiar tego kataklizmu również tak dobrze się bawią jak wy...

I nie próbujcie się tłumaczyć, że coś tam przypadkiem wam się kliknęło, bo trzeba to potwierdzić dwukrotnie!
Jeżeli oznaczyliście w ten sposób siebie lub kogoś z waszych znajomych uważając to za śmieszne lub przypadkowo klikając przyciski to naprawdę nie ma już dla was ratunku... w obu przypadkach bowiem świadczy to o tym, że mózgi wam zanikły...

Debilu jeden z drugim... 
zrób coś dla świata - UMRZYJ!

Skóra mi na tyłku ścierpła, bo okazuje się, że wśród swoich znajomych też mam takich "mędrców"... 
GROZA!

Czas chyba zrobić porządki na liście znajomych... Czas najwyższy...


 

Dramat w Nepalu...

    Nadal rośnie liczba ofiar sobotniego trzęsienia ziemi w Nepalu... Ostatnie statystyki mówią o blisko 4 tys. zabitych i ponad 7 tys. rannych i wszystko wskazuje na to, że to nie koniec dramatycznych wieści.
Sytuacja Nepalczyków jest tragiczna, brakuje tam w zasadzie wszystkiego, a ziemia wciąż drży. Dziś znów poinformowano o kolejnych wstrząsach...

Do Nepalu pojechali polscy ratownicy, również Polska Akcja Humanitarna w trybie pilnym organizuje zbiórkę pieniędzy dla ofiar kataklizmu.
Jak się zapewne domyślacie potrzeby są ogromne, a każda wpłata ma wielkie znaczenie.
Można pomóc wpłacając pieniądze na konto POLSKIEJ AKCJI HUMANITARNEJ:
- BPH S.A. 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem: Nepal
- Numer IBAN : PL91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 SWIFT: BPHKPLPK
lub dołączając do Klubu PAH SOS

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Piszemy do Kubusia !!!

    Kochani! Czytajcie i podawajcie dalej!

      W małej wsi w Wielkopolsce mieszka chłopczyk, ma na imię Kubuś.
Kubuś ma 7 lat i cierpi na nieoperacyjny nowotwór mózgu.
17 maja będzie obchodził 7 urodziny. 
Największym marzeniem Kuby jest otrzymanie olbrzymiej liczby kartek urodzinowych . 
Pomóżmy spełnić to marzenie - to tak niewiele kosztuje, a może wywołać uśmiech na twarzy chorego dziecka. 
Pokażmy, że mamy olbrzymie serca!

Do Kubusia można pisać na adres:
Kubuś Grzelczak
Białe Piątkowo 7
62-320 Miłosław.

niedziela, 19 kwietnia 2015

O spotkaniu z Ks. Janem słów kilka...

     Wiecie to z poprzedniej notki - miałam zaszczyt i niebywałą przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z Księdzem Janem Kaczkowskim. (Pisałam Wam wcześniej o planowanym spotkaniu w Pile... no cóż, ja raczej się nie wybiorę, niestety, więc dobrze, że udało się wczoraj...).
       Jak już wcześniej napisałam, biorąc pod uwagę sytuację Księdza, Jego chorobę i to, że jest to śmiertelna choroba po prostu musiałam wykorzystać nadarzającą się okazję... Gdybym zaprzepaściła tę szansę a coś by się stało, w sensie... no wiecie... W życiu bym sobie tego nie darowała... Zbyt wielu ważnych dla mnie ludzi nie spotkałam osobiście tylko dlatego, że odłożyłam te spotkania na później, tylko niestety los chciał, że nie było żadnego "później"...

        Na spotkanie przyszło naprawdę dużo ludzi. Część z nich z ciekawości - kto to? Co to? Wiecie jak jest.
Część z egzaltacji - Och, ach, chory a tyle robi, taki niesamowity, silny i w ogóle - takie w tym stylu. Jeszcze inni z głębokiej chęci spotkania z Człowiekiem niezwykłym, ale wcale nie przez to, że ksiądz chory na raka mózgu, który prowadzi hospicjum (bodaj najlepsze, a w każdym razie jedno z najlepszych w Polsce), ale niezwykłym przez to, w jaki sposób potrafi mówić o sobie, o Bogu, miłości, cierpieniu, o sprawach tak bliskich każdemu z nas i dla każdego z nas niebywale istotnych. I choć nie są to przecież zagadnienia lekkie, łatwe i przyjemne, właśnie sposób w jaki Ks. Jan o nich mówi sprawia, że stają się one bardziej przystępne dla zwykłego człowieka, któremu łatwiej sobie poukładać w głowie pewne kwestie kiedy mówi się o nich bezpośrednio, wprost, nazywając rzeczy po imieniu, czasem okraszając to odrobiną humoru (nieraz nieco czarnego), niż gdy robi się z tego wykład teologiczny, etyczny i jaki bądź inny, rzucając na prawo i lewo wyświechtanymi frazesami, od których człowiek dostaje mdłości.

         Było więc o tym jak to możliwe, że on, chory na raka mózgu człowiek żyje "na pełnej petardzie", chwyta życie pełnymi garściami, bez mrugnięcia okiem poświęcając swój czas dla innych.
Mówił nam o wartości czasu. To coś, z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy. Ciągle gdzieś pędzimy, ciągle za czymś gonimy i spieszymy się w sumie nie wiadomo gdzie i do czego, ale w tym pośpiechu trwonimy czas, który powinien być wykorzystany na to, co naprawdę w życiu istotne. Bo nagle przychodzi w naszym życiu doświadczenie graniczne - choroba, wypadek, perspektywa nieodległej śmierci i wtedy zdajemy sobie sprawę, że na wiele rzeczy nie mamy już czasu, bo roztrwoniliśmy go wcześniej na uganianiu się za nie wiadomo czym. Trzeba codziennie żyć tak, jakby jutra miało nie być. I nie chodzi tu wcale o hedonistyczne folgowanie rozmaitym zachciankom, ale o skupienie się na tym, co naprawdę ważne - na budowaniu relacji, na ćwiczeniu bliskości (pamiętacie notkę o bliskości, o tym jak ważną rolę odgrywa bliskość w życiu człowieka, jak bardzo jest potrzebna). Trzeba pamiętać, że ojcem, matką, dzieckiem dla rodziców, bratem, siostrą czy przyjacielem jest się całe życie, nie ważne ile tego życia nam pozostało, dlatego tak istotne jest by żyć tu i teraz, a nie zastanawiać się co będzie za rok, dwa, pięć, dziesięć... Przecież jutra może już nie być...

Było też sporo o Kościele i Eucharystii.
Smutną prawdą jest, że w polskim Kościele są ludzie, którym się wydaje, że są świętsi od samego Pana Boga i wszystko wiedzą lepiej. Grzmią bez zastanowienia jak to zdradzono ideały i podeptano dziedzictwo Jana Pawła II... Remarque powiedziałby: "I tylko w jednym różnicie się od Boga - Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej", a przecież tak ważne jest, i to również podkreśla Ks. Jan, znalezienie złotego środka, jakiejś nici porozumienia, budowanie mostów między wierzącymi, a niewierzącymi czy też wierzącymi inaczej. 
Ksiądz dał nam do zrozumienia, że wszyscy jako wspólnota Kościoła jesteśmy odpowiedzialni za to, jak to wszystko wygląda i jak funkcjonuje. Jeżeli widzimy, że coś jest nie tak, że ksiądz zachowuje się w sposób niewłaściwy to trzeba otwarcie to powiedzieć: "proszę księdza, tak nie można" - fakt, raczej nas ów ksiądz za to nie pogłaszcze, wręcz przeciwnie, pewnie spotkamy się z atakiem, ale warto drążyć tę skałę, powoli, cierpliwie, kropla po kropli. Tak samo jeśli idzie o Eucharystię - jeżeli ksiądz robi sobie kpiny z Liturgii, sprawuje ją w sposób niechlujny, totalnie od niechcenia jakby odrabiał pańszczyznę to należy dobitnie mu uświadomić, że taki sposób sprawowania Eucharystii obraża nasze uczucia religijne. Lekko nie będzie, ale warto próbować dla wspólnego dobra wszystkich członków Kościoła.

    Niezwykle istotna była również kwestia odnajdywania Boga w sytuacji granicznej, takiej jak choćby poważna choroba... I znów ważna sprawa na którą Ks. Jan zwracał uwagę - Bóg nas kocha, ale nie traktuje relacji z nami w sposób infantylny i trzeba to sobie uświadomić. Nam się często wydaje, że jeśli spotyka nas na przykład choroba to jest w tym palec Boży, wcale niekoniecznie w tym uwznioślającym wymiarze... Często tworzymy taki infantylny obraz Boga - starca z brodą, siedzącego na chmurze i szafującego ludzkim losem ot tak: Kowalski, masz paskudną gębę to zrobię tak, że zachorujesz na raka a potem jeszcze będziesz miał wypadek samochodowy... 
Przecież to nie tak... Skoro wierzymy, że Bóg jest z nami kiedy nam się powodzi, to dlaczego nie potrafimy uwierzyć, że jest z nami również, a może właśnie przede wszystkim wtedy, gdy wszystko wali nam się na głowę? Taka wiara wcale nie jest prosta, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie lekko...
       Jak widzicie spotkanie było bardzo pouczające :)

      Prawdą jest to, co o Ks. Janie napisała współautorka książki "Szału nie ma, jest rak" Katarzyna Jabłońska: "Jan jest nieprzewidywalny, ma ostry język i cudowne poczucie humoru. Bywa nieznośny, uparty i... czuły. Jest niczym pasjonująca książka, która zaczyna się jak powieść przygodowa, by stać się moralitetem. Spotkanie z nim to wyzwanie i przywilej."

Dokładnie w takich kategoriach, w kategoriach wyzwania, ale przede wszystkim przywileju traktuję to wczorajsze spotkanie. A Wy myślicie, że czemu "padłam na kolana" obok Księdza? ;)
Nie no, to oczywiście trochę żarcik, nie mniej jestem pełna podziwu i naprawdę głębokiego szacunku dla Księdza Jana, dla Jego postawy nastawionej na budowanie mostów, szukanie nici porozumienia, skupianie się na tym, co łączy a nie na tym, co dzieli.
Postępuje w myśl zasady głoszonej przez Jana XXIII: "W sprawach zasadniczych - jedność. W sprawach drugorzędnych - wolność. A ponad wszystkim miłosierdzie" i to czyni Go znakomitym partnerem do dyskusji. Przy tym jest to człowiek bardzo mądry i inteligentny, a dyskusja z takimi ludźmi to zawsze czysta przyjemność :)
Jestem także pełna podziwu dla Jego otwartości i cierpliwości... Bardzo dzielnie znosił nas wszystkich, którzyśmy chcieli dostać autograf, albo koniecznie o czymś porozmawiać. Możecie zapytać co w tym niezwykłego? Ano niby nic, ale jak człowiek jest chory to coś takiego może naprawdę bardzo męczyć...

Było widać, że jest zmęczony. Mało tego - było czuć to zmęczenie. 
To też było niezwykłe... Energia jakby dwóch różnych istot. Z jednej strony jasna, dobra, ciepła, która zachęca do rozmowy, do uśmiechu, żartu, bliskości, a z drugiej rozedrgana, niestabilna, bardzo osłabiona, która stawia pewną barierę i sprawia, że robi się takiego człowieka jakoś tak szkoda. To dlatego nie rozmawialiśmy. 
Ja znam tego typu energię (tak, wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiecie), wyzwala ona we mnie zawsze instynkt opiekuńczy i w momencie gdy mam do czynienia z bliską osobą, z przyjacielem, to kończy się to najczęściej delikatnym, czułym uściskiem, pocałunkiem, łagodnym dotykiem - czymś, co ukoi, pozwoli się odprężyć i zrelaksować. Jeśli jest to obca osoba, albo sytuacja nie pozwala na zbytnią bezpośredniość, wtedy na poziomie energii wysyła się komunikat mówiący: wiem, że jest ci ciężko, że jesteś zmęczony, nie będę ci przeszkadzać, odpocznij... To dlatego nie było rozmowy, a tylko łagodny uśmiech, dotknięcie ramienia i szczere życzenia wszystkiego dobrego :)
Czy żałuję, że nie było rozmowy? Nie, myślę że nie. Spotkania tego typu to nie koniecznie miejsce na poważne dysputy. Myślę, że jeśli taka rozmowa jest nam pisana to będzie ku temu okazja :)
Na razie jestem szczęśliwa, że udało mi się poznać Ks. Jana osobiście, to niebywały zaszczyt i prawdziwa przyjemność :)


    Ależ oczywiście! Nie mogło być inaczej! :)
Autograf na który czekałam od przeszło roku, odkąd przeczytałam tę książkę. Dedykacja od Ks. Jana musiała się w niej znaleźć, nie brałam pod uwagę innej opcji! To dla mnie bardzo ważna książka, która niezwykle mi pomogła i nadal pomaga, zatem skoro Człowiek szczególny i książka szczególna to trzeba było to jakoś połączyć - choćby właśnie tak...

Błogosławieństwo... 
I nie, nie mówcie mi, że to tylko słowa dedykacji... 
Na poziomie energii czułam dłoń spoczywającą na mojej głowie, tę samą dłoń, bezwładnie zwisającą tuż przy mnie, czułam takie delikatne ciepło i cudowny, wszechogarniający spokój :)

Mało tego uświadomiłam sobie również, że mam zaszczyt znać Kapłana, który pod względem stosunku do Eucharystii oraz reprezentowanych postaw jest niebywale podobny do Ks. Jana, w którego obecności również czuję to delikatne ciepło i wszechobecny, cudownie kojący spokój oraz dłoń położoną na głowie w geście błogosławieństwa. 

Jak to dobrze, że jesteście... Obaj... <3


Powarszawskie wspomnienia.

  

      Dawno nie byłam w stolicy, trzeba było nadrobić zaległości, a okazja nadarzyła się ku temu znakomita.
Tydzień temu dwie ważne dla mnie rocznice - 8. kwietnia (6. rocznica śmierci Piotrka Morawskiego) i 10. kwietnia (11. rocznica śmierci Jacka Kaczmarskiego).
Mimo, że rocznice przypadały w ubiegłym tygodniu wolałam uniknąć uroczystości "ku czci" i wszelkiego tego zgiełku związanego z kolejną smoleńską rocznicą. Jednak wolę jechać do Jacka kiedy na cmentarzu nie ma za wiele ludzi, wtedy możemy sobie spokojnie porozmawiać.
Tak właśnie było... Kiedy porządkowałam, a później siedziałam obok, na chodniku uświadomiłam sobie po raz kolejny jak strasznie za Jackiem tęsknię, jak bardzo mi Go brakuje, jak wielka jest pustka w moim sercu, choć od Jego śmierci minęło już tak wiele czasu... A wydaje się jakby to było wczoraj...
Pamiętam po pogrzebie, później w urodziny i pierwszą rocznicę śmierci jak wiele było zniczy... "Świec tysiące palili mu..." - dokładnie tak. Teraz jest ich już zdecydowanie mniej, ale jednak są, ktoś wciąż pamięta, przychodzi. Nawet młodzi ludzie z nauczycielami. Miło było wczoraj usłyszeć jak przewodnik (nauczyciel?) mówił o Jacku, jako o wielkim poecie, który w swych utworach pisał o rzeczach bardzo ważnych, który wraz z Przemkiem Gintrowskim uczył jak żyć. Miło było usłyszeć, że dla młodzieży nazwisko Kaczmarski czy Gintrowski nie jest anonimowe...
Odwiedziłam Tadeusza Łomnickiego, Waldemara Milewicza, Grzesia Ciechowskiego, Marka Kotańskiego, "Alka", "Rudego", "Zośkę", Adama Hanuszkiewicza, Jacka Kuronia, Profesora Bronisława Geremka, Profesora Leszka Kołakowskiego, Krzysztofa Kieślowskiego, Krzysztofa Kolbergera...
Tak ich wielu i tak bardzo boli, że już ich wśród nas nie ma...
Na nagrobku znakomitego poety Jerzego Ficowskiego czytamy:
Ja
niżej podpisany
Jerzy Ficowski
przenosząc się dnia 9 maja 2006 roku
do wieczności
(wersja równouprawniona: do nicości)
zakończyłem tutejszą egzystencję
nie ukończywszy niczego
zgodnie z regulaminem stwórcy
i z odwieczną praktyką
mieszkańców tego źle pomyślanego
i jeszcze gorzej prowadzącego się świata
- usilnie proszę
moich bliskich i moich dalekich
o błogosławieństwo uśmiechu
i łaskę pogody ducha
zamiast westchnień i smutku,
bowiem nie stało się
nic nadzwyczajnego

za spełnienie tej prośby
z góry wszystkim dziękuję
i za kłopot przepraszam

/-/ Jerzy Ficowski

Warszawa
poza zasięgiem czasu

Czasem jednak trudno powstrzymać się od westchnień i smutku, choć może faktycznie nie stało się nic nadzwyczajnego...

      Z Powązek Wojskowych pojechałam jeszcze na Stare Powązki. Pojechałam odnaleźć pewien piękny pomnik, który fotografowałam kilka lat temu, podczas mojej pierwszej wizyty na Starym Cmentarzu, a przy okazji poszukać natchnienia do przygotowania kolejnych pocztówek... 
Wczoraj był dziwny dzień... w przedziwny sposób towarzyszyła mi śmierć...

Poszukiwany pomnik... Piękny, prawda?

       Przez utrudnienia komunikacyjne nie udało mi się dotrzeć wszędzie gdzie chciałam, ale nic to, następnym razem nadrobię te zaległości :)

       Po szybkim hot-dogu na stacji Orlenu przyszedł czas na najważniejszy punkt dnia.
O godzinie 16:00, w księgarni Matras przy alei Solidarności rozpoczęło się spotkanie z niezwykłym Człowiekiem.
     Tak Kochani, dobrze widzicie - Ks. Jan Kaczkowski i promocja Jego nowej książki "Życie na pełnej petardzie" - będącej zapisem rozmów przeprowadzonych z Ks. Janem przez Piotra Żyłkę. 
Samo spotkanie nie trwało jakoś strasznie długo. Jak to u Ks. Jana było sensownie i na temat, trochę poważnie, trochę zabawnie, ot, dla każdego coś dobrego.
Po wpisach na blogu zapewne domyśliliście się, że Ks. Jan cieszy się moim niebywałym szacunkiem. To bardzo mądry kapłan, potrafiący mówić o rzeczach ważnych wprost, ale bez księżowskiego zadęcia, bez zbędnego moralizatorstwa i wycierania sobie gęby utartymi frazesami.
Biorąc pod uwagę sytuację Księdza, Jego chorobę i to, że jest to śmiertelna choroba... cóż... musiałam wykorzystać okazję na spotkanie z Nim, bo być może (nie daj Boże) nigdy więcej takiej okazji już nie będzie... Zresztą samo spotkanie to temat na osobną notkę :)

A po spotkaniu... cóż, przyszedł czas by wracać... trzeba było dostać się jakoś na dworzec, potem pociągiem do Łodzi a z Łodzi do domu, w międzyczasie gorąca herbata i BigMac...

To był niezwykły dzień... I pomimo, że nie udało mi się zrealizować wszystkich celów jakie sobie postawiłam, to i tak bardzo, ale to bardzo się cieszę z tego wyjazdu, szczególnie zaś z faktu, że udało mi się uczestniczyć we wspaniałym spotkaniu z naprawdę niesamowitym Człowiekiem.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Czytajcie, pomagajcie i podawajcie dalej!

     Kochani! Łódzka Fundacja GAJUSZ prowadzi hospicjum perinatalne, które pomaga nieuleczalnie chorym dzieciom jeszcze przed narodzeniem oraz wspiera ich rodziny.

Każdy, kto potrzebuje takiej pomocy może zgłosić się do Centrum Medycznego Fundacji GAJUSZ, dzwoniąc pod numer telefonu: 42 207 28 60
od poniedziałku do piątku,
w godzinach od 9:00 do 17:00

Dzwoniąc można umówić się na bezpłatne konsultacje psychologa, lekarza neonatologa, genetyka, wykonać badanie USG i testy biochemiczne.

     Jeżeli potrzebujecie tego typu wsparcia lub wśród Waszych bliskich, przyjaciół, znajomych jest ktoś, kto właśnie dowiedział się, że jego jeszcze nienarodzone dziecko jest śmiertelnie chore, że będzie na tym świecie tylko przez chwilę i jest sam ze swoim bólem, strachem i bezradnością skontaktujcie się z Fundacją.
Podawajcie dalej tę informację, może komuś właśnie tego potrzeba.

     A jeżeli jeszcze nie rozliczyliście się z podatku możecie pomóc przekazując 1% podatku na rzecz Fundacji GAJUSZ.
Fundacja prowadzi trzy hospicja: perinatalne, domowe i stacjonarne. Pracuje także na dwóch oddziałach onkologicznych dla dzieci, a także realizuje bezpłatny program pomocy prawnej dla dzieci - ofiar wypadków komunikacyjnych. 
Możecie pomóc wpisując w swoim rozliczeniu nr KRS: 0000 109 866. 

Pamiętajcie, warto pomagać! 

piątek, 10 kwietnia 2015

"... Przecież wrócę gdy zacznie się dzień..."

      Kolejna rocznica... Kolejny 10 kwietnia...
Bardzo ważna rocznica, smutna, ale i piękna za razem...
W mediach o niej niewiele, jeśli cokolwiek w ogóle, bo w mediach mili moi tylko Smoleńsk i Smoleńsk. Słoń a sprawa smoleńska rzec by się chciało...

Aż się nie chce wierzyć, że to już 11 lat... Wydaje się, jakby to było wczoraj... Dokładnie pamiętam tamten 10 kwietnia. To była Wielka Sobota. Dzień wcześniej umarła Duśka Trafankowska, to też dobrze pamiętam... No, ale 10 kwietnia 11 lat temu była sobota, Wielka Sobota... Dzień jak każdy inny, choć przepełniony oczekiwaniem na święta Wielkiej Nocy...
Podczas Liturgii zgasła świeca... jakby na znak, że stało się już...
A po Liturgii wróciłam do domu i dostałam wiadomość od Przyjaciela, a brzmiała ona tak: "... [*] ... Jacek ..."
Niby nic, a jednak wszystko...


10 kwietnia 2004 roku...
około godziny 18:30...
po dwuletniej, heroicznej walce z rakiem...
dwa tygodnie po swoich 47 urodzinach...
odszedł Jacek Kaczmarski...






"Pamiętajcie wy o mnie, co sił, co sił, 
choć przemknąłem przed wami jak cień.
Palcie w łaźni aż kamień się zmieni w pył;
przecież wrócę, gdy zacznie się dzień..."

Pamiętam Mistrzu... 
Już na zawsze...

czwartek, 9 kwietnia 2015

Ks. Jan Kaczkowski u Łukasza Jakóbiaka

     Wiele mówić nie potrzeba - to co w tytule, czyli Ks. Jan Kaczkowski w rozmowie z Łukaszem Jakóbiakiem, w programie 20m2 Łukasza.


     Bardzo ciekawa rozmowa o życiu i śmierci. Jak to zazwyczaj bywa w przypadku Ks. Jana - rzeczowo, konkretnie, ale dowcipnie i bez kaznodziejskiego zadęcia! :)
Polecam!!!

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Paschalne perełki ...

    Triduum Paschalne to nie tylko najważniejszy dla chrześcijan okres w kalendarzu liturgicznym. To również czas, kiedy można posłuchać prawdziwych perełek :)

    I tak mamy najpierw Wielki Czwartek, pamiątkę ustanowienia sakramentów Eucharystii i Kapłaństwa. Po zakończeniu uroczystej Liturgii Najświętszy Sakrament przenosi się do kaplicy adoracji, tzw. ciemnicy, a czyni się to przy dźwiękach pieśni "Pange lingua" - "Sław języku tajemnicę". I choć pieśń tę można usłyszeć również podczas uroczystości Bożego Ciała, to jednak w Wielki Czwartek wybrzmiewa ona najpełniej.


       Po uroczystej Liturgii Wieczerzy Pańskiej nadchodzi przeszywająca cisza Wielkiego Piątku.
To jedyny dzień w roku, kiedy Kościół nie sprawuje Eucharystii, Ofiara bowiem właśnie się dokonała i to wokół tajemnicy odkupienia dokonanego na Krzyżu skupia się cała Liturgia Męki Pańskiej.
Tym, co obok wielu pieśni o Krzyżu śpiewanych podczas adoracji usłyszeć można w czasie Wielkopiątkowej Liturgii jest opis Męki Pańskiej wg Św. Jana, czytany, a w wielu parafiach również śpiewany, z podziałem na role.



      Z zadumy Wielkiego Piątku powoli przechodzimy do radości Zmartwychwstania.
Podczas Liturgii Wigilii Paschalnej wspominając historię Przymierza przygotowujemy się na spotkanie z Chrystusem Zmartwychwstałym, który jest Światłem Świata. To właśnie światło znajduje się w centrum Wielkosobotniej Liturgii, która rozpoczyna się od obrzędu poświęcenia ognia, od którego z kolei zapala się paschał - symbol zmartwychwstałego Chrystusa, który to paschał następnie wprowadza się do świątyni w uroczystej procesji, po której następuje to, na co ja osobiście czekam z utęsknieniem przez cały rok - kapłan (bądź diakon) śpiewa uroczysty Exultet.


Natomiast po uroczystej procesji rezurekcyjnej śpiewana jest pieśń pochwalna na cześć zmartwychwstałego Pana - hymn "Te Deum laudamus" - "Ciebie Boga wysławiamy"



      No i w końcu Niedziela Zmartwychwstania, Wielkanoc!
 Zanim przed Ewangelią zabrzmi radosne Alleluja, kantor śpiewa najpierw Sekwencję Wielkanocną.




     Za to właśnie uwielbiam czas Triduum Paschalnego - za te cudowne perełki, których można wtedy posłuchać.
Nie, to nie jest tak, że uczestniczę w obchodach Triduum tylko dlatego, żeby posłuchać sobie śpiewów, skądże znowu, ale nie przeczę, że są one bardzo ważnym i pięknym uzupełnieniem obfitujących w bogatą i głęboką symbolikę liturgii poszczególnych dni.

Zamknijcie oczy...
Posłuchajcie...
Pomedytujcie...

niedziela, 5 kwietnia 2015

Wielkanocne życzenia - "Oto są bowiem święta paschalne"


"Raduj się ziemio opromieniona tak niezmiernym blaskiem..."   

    Święta Wielkiej Nocy to dla chrześcijan najważniejsze święta w roku.
Nie tylko jednak dla chrześcijan ten czas po pierwszej wiosennej pełni księżyca jest ważny i wyjątkowy.
Kościół w Liturgii Męki Pańskiej poleca w modlitwie wszystkich ludzi, bez względu na to czy i w co lub kogo wierzą.


Dlatego ja również chcę Wam wszystkim życzyć byście zawsze w szczerości swych sumień postępowali za tym, co słuszne, dobre i sprawiedliwe, i w ten sposób odnajdywali Pokój i Prawdę, która wyzwala!

Bądźcie wolni i szczęśliwi i niech Jasność Was wszystkich prowadzi!