niedziela, 1 listopada 2015

Żegnaj szlachetny Książę - czyli ostatni "Hamlet" w Barbican Theatre.


   Nadszedł ten wieczór... 
No niestety, kiedyś nadejść musiał i nadszedł właśnie dziś.
Przed kilkudziesięcioma minutami opadła kurtyna w Barbican Theatre w Londynie kończąc tym samym ostatnie przedstawienie "Hamleta" w reżyserii Lyndsey Turner z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej.

Jak już wiecie z poprzedniej notki miałam okazję widzieć ten spektakl, niestety nie na żywo w Londynie, ale dzięki transmisji National Theatre Live czułam się tak, jakbym siedziała w pierwszym rzędzie, mając tych wszystkich wspaniałych aktorów na wyciągnięcie ręki. 
Niesamowite przeżycie, wierzcie mi.

Dziwnie się czuję, gdy uświadamiam sobie, że to już naprawdę ostatni raz...
Już nie będzie kolejnych zdjęć ze spotkań z fanami po zakończeniu przedstawienia. 
Nie będzie kolejnych wpisów o tym, jak znakomitą sztuką jest TEN "Hamlet".
Nie będzie poruszającego apelu w sprawie uchodźców.
Nie będzie w końcu możliwości zobaczenie spektaklu na żywo... 
i chyba to ostatnie boli mnie najbardziej... 

Wszyscy zaangażowani w powstanie tej inscenizacji wykonali naprawdę solidny kawał ciężkiej pracy za co należy im się ode mnie ukłon do samej ziemi. 
Za pomysł, scenografię, kostiumy, za doskonałe światło i powalające efekty świetlne, za wspaniałą muzykę i perfekcyjną realizację dźwięku; cudownym aktorom za ich kunszt, zaangażowanie i profesjonalizm - jednym słowem wszystkim, za wszystko WIELKIE, PRZEOGROMNE DZIĘKI! 
Posługując się twitterowymi tagami - #ThankYouBenedict #ThankYouTeamHamlet !!

Jak wielkie było to przedsięwzięcie, ile pracy wszystkich kosztowało, jak bardzo wielu ludzi chciało wziąć (i wzięło) w nim udział świadczą liczby:
3 miesiące.
12 tygodni.
76 dni.
92 przedstawienia (nieraz dwa w ciągu dnia)
253 godziny na scenie.
100.000 sprzedanych biletów.
150.000 funtów zebranych na pomoc uchodźcom, dla Fundacji Save The Children.

Jest we mnie mnóstwo emocji, różnych, bo z jednej strony żal mi, że nie mogłam zobaczyć tego spektaklu na żywo, z drugiej zaś cieszę się, że mogłam obejrzeć go dzięki NT Live. 
Popłakałam się, a to mi się rzadko zdarza, ale popłakałam się, nawet nie dlatego, że to już koniec, ale ponieważ trudno się nie wzruszyć do łez gdy Benedict Cumberbatch - mój idol, a co tam idol, mój Mistrz mówi, że było to dla Niego niesamowite przeżycie, wszystko czego pragnął. 
Tak ważne dla mnie, a o ile przecież ważniejsze dla Niego!
W tym niezwykle emocjonującym dniu byli z Nim Rodzice, była ukochana Żona, był też cały Fandom - wielu z nas tam na miejscu, w Londynie, w sali Barbican Theatre, a cała reszta w swoich domach trzymając kciuki za powodzenie tego ostatniego, najważniejszego przedstawienia.

Udało się!
Teraz czas na świętowanie i zasłużony odpoczynek.

Good night sweet Prince.
The rest is silence...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz