niedziela, 22 lutego 2015

Ks. Jana słów kilka o bliskości.

    Znowu słów parę z "Szału nie ma, jest rak". 
Coś czuję, że jeszcze kilka takich wpisów się na blogu pojawi, bo mądrego to i posłuchać (poczytać) przyjemnie, prawda?

Tym razem refleksje Ks. Jana o potrzebie i znaczeniu bliskości w życiu człowieka. 
Warto sobie dobrze przemyśleć słowa Księdza...

[...] Nie doceniamy zwykłej bliskości, przytulania, głaskania - często patrzymy na tego rodzaju gesty podejrzliwie, także w Kościele. Dziś zbyt często wszystko kojarzy się nam seksualnie. Zupełnie niepotrzebnie. Przytulanie jest cudowne, jest słodkie. Mówiłem kiedyś kazanie o przytulaniu, czyli o tym, jak się przygotować na najtrudniejsze momenty w życiu.
Mówię absolutnie poważnie - przytulanie i tego rodzaju czułe gesty okazują się tu bardzo pomocne. Kłopot w tym, że my nie tylko ich nie doceniamy, ale często nie potrafimy ich okazywać. Bliskości nie można się nauczyć, nie ćwicząc jej. A niestety, ten rodzaj ćwiczeń wciąż jest bardzo trudny dla dużej części facetów. Ciągle jeszcze się zdarza, że właśnie ojcowie w relacjach z dziećmi, zwłaszcza synami, stosują zasadę, że mężczyzna to nie mazgaj, czyli nie płacze, i nie baba, żeby go brać na kolana i przytulać. Rzeczywiście, dwudziestolatka brać na kolana byłoby trudno, zwłaszcza jeśli przerósł nas o głowę, ale dlaczego go nie przytulić? Na Kaszubach wciąż pokutuje stara formuła wychowawcza: "Stille! Dopóki trzymasz nogi pod moim stołem, musisz mnie słuchać". Gówno prawda, dzieciak nic nie musi.
[...]
Mały człowiek nie jest niewolnikiem dużego człowieka. Nie jest też partnerem. Trzeba go jednak traktować po partnersku, czyli adekwatnie do jego wieku. Nieduża różnica, ale bardzo ważna. Duży człowiek powinien traktować małego człowieka po partnersku, czyli również wymagania dostosowywać do jego poziomu
.
I tutaj wróćmy do przytulania - jeżeli dziecko nie było przytulane, jeżeli się je lekceważyło, jeżeli na przykład do taty przychodzi pięcioletni synek z połamaną zabawką - co dla niego w tym momencie było największa życiową tragedią - i był zlekceważony, wyśmiewany za to, że płakał, za to, że sobie z czymś nie poradził, to nie ma się co dziwić, że nastolatek nie przyjdzie powiedzieć, że ma problem z kolegami, z narkotykami, z czymkolwiek.
Po prostu to trzeba wypracować - czuły dotyk, przytulanie, całowanie, wspólne przewalanie się po podłodze, rozmowy:  żartobliwe, głupkowate i poważne.
   Jedno z moich najcudowniejszych wspomnień z dzieciństwa to zapach mojego ojca i to, jak wyciągał nas, dzieciaki, za nogi z łóżka; że można było się po nim wspinać, siłować się z nim. Oczywiście, są różne modele wychowania, mój dom był akurat pod tym względem bardzo liberalny. Ale przecież w zupełnie tradycyjnym sposobie wychowania również jest miejsce na bliskość między rodzicami i dziećmi czy między rodzeństwem. W dorosłym życiu ta potrzeba bliskości w nas nie zanika i dotyczy to, oczywiście, również celibatariuszy. Choćbyśmy nie wiadomo co z nią robili, ona po prostu w nas jest. Nie możemy dać się wykastrować z naszej potrzeby bliskości - ona jest bardzo ważna i bardzo potrzebna.
   To pewnie zabrzmi dość odważnie, ale co tam. Mam przyjaciela, też księdza, z którym znamy się całe lata. On jest człowiekiem bardzo łagodnym i niesłychanie serdecznym, na powitanie czy pożegnanie nie wstydzimy się siebie nawzajem przytulić. Pamiętam też - to będzie jeszcze bardziej podejrzane, ale uważam, że nie ma co dawać się terroryzować politycznej poprawności - że podczas wyjazdu na weekendową wycieczkę z którymś z moich "synków" zdarzyło się, że w hotelowym pokoju dano nam małżeńskie łoże. Rozbawiła nas ta sytuacja. Poszliśmy spać i na dobranoc w tym łóżku mocno przytuliliśmy się na chwilę do siebie. Niesamowita sytuacja, to było tak ufne, jak kiedyś z moim ojcem. Nie było w tym ani krztyny seksualizmu, tylko pełne zaufani, prawdziwa bliskość.
[...]
   To straszne, że dziś tak łatwo na gesty czystej czułości niemal automatycznie nakłada się seksualną otoczkę. Niepotrzebnie zaczynamy patrzeć z podejrzliwością i lękiem na coś, co ze swojej natury - jako relacja przyjacielska czy rodzicielska - jest życiodajne i piękne. Przecież dotyk, przytulenie, pocałunek nie muszą być ani namiętne, ani tym bardziej perwersyjne. Mogą być po prostu tkliwe i czułe.

- Różne nadużycia natury seksualnej, również w Kościele, sprawiły, że w tej materii bywamy przewrażliwieni. Byłoby jednak okropne, gdybyśmy zrezygnowali z prawa do okazywania sobie tkliwości czy czułości.

- Jestem jak najbardziej za okazywaniem ich sobie, tym bardziej że w tym momencie moja rozmówczyni gładzi mnie bardzo miło po rączce (śmiech). Z radością ten Twój gest przyjmuję.
   Ciepłe gesty okazują się bardzo przydatne także w najbardziej tragicznych momentach życia, kiedy nie mamy słów, żeby kogoś pocieszyć, albo ta druga osoba nie może nas usłyszeć. Jak chociażby wyrazić bliskość mamie, która jest nieprzytomna? Można tylko gładzić ją po ręku, nic nie mówić, tylko tym gestem i myślami wyrażać jej czułą bliskość.
   Co tu wiele mówić, to wszystko najprawdziwsza prawda, dość smutna niestety...
W sensie nie że przytulanie jest smutne - o nie, cytując Ks. Jana: "Nie mówiłem Ci jeszcze - przytulanie jest słodkie i urocze!" - smutne jest to, że wielu, bardzo wielu ludzi niezwykle podejrzliwie patrzy na wszelkie przejawy miłości i czułości...

W codziennym życiu często zapomina się o bliskości, a potem... a potem jest już za późno i pozostaje tylko smutna refleksja nie w porę: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą..."

 Jak ważna jest bliskość w chwilach trudnych przekonałam się na własnej skórze już nie raz.
Kiedy dowiedziałam się o chorobie mamy byli przy mnie Paula i Piotr - gdyby nie ich obecność nie wiem jak bym sobie poradziła z tym wszystkim - ze strachem, z tymi wszystkimi dziwnymi myślami, czarnymi scenariuszami, które kołatały się w mojej chorej głowie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale gdyby się nie skończyło, nie wiem czy poradziłabym sobie bez nich, bez ich bliskości, czułości i serdecznej cichej obecności...

Półtora tygodnia temu mój Przyjaciel pochował Ojca... 
Nie mogłam być na pogrzebie, bo dowiedziałam się o wszystkim zbyt późno, ale w środę pojechałam Go odwiedzić... Czułam że muszę to zrobić, że muszę tam być choćby tylko na chwilę, choćby tylko dla jednego wypowiedzianego zdania, jednego spojrzenia, uśmiechu, jednego zapewnienia, że nawet w najgorszych chwilach nie zostawię Go samego.
Jałmużna Serca... właśnie o to chodziło... 
Moja obecność była dla Niego wielkim zaskoczeniem, ale ucieszył się... 
Ktoś wszedł w Jego świat i na chwilę chociaż starał się odciągnąć od złych myśli, starał się pomóc zapomnieć o smutku, pustce i stracie...Rana Jego serca będzie goić się jeszcze długo, jeszcze długo pewnie podróż do rodzinnego domu będzie wyzwaniem ponad siły, ale po raz kolejny zyskał pewność, że są ludzie, dla których jest ważny, którzy Go kochają i troszczą się o Niego, którzy w miarę swoich (nieraz niewielkich) możliwości będą przy Nim, będą Go wspierać nawet w tak trudnych chwilach...



   Pamiętajcie o bliskości i czułości, ćwiczcie ją i pielęgnujcie, zanim będzie za późno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz