piątek, 25 grudnia 2015

życzenia na ten szczególny czas...



Kochani, Znów mam dla Was kolędę napisaną przez Jacka. 

Wiem, niektórzy powiedzą, że jestem nudna, co rok ten sam cytat, ale tak się składa, że to moja ukochana kolęda. 

Jest tak bardzo ekumeniczna, tak bardzo uniwersalna, tak bardzo o wszystkich i dla wszystkich, a przecież właśnie o to chodzi w ten niezwykły czas.Tak bardzo różnimy się między sobą, ale to przecież nieistotne, prawda? Nie chodzi o to by rozgrzebywać różnice, ale szukać tego, co łączy. A łączy nas przecież CZŁOWIECZEŃSTWO i Jasność, której odprysk każdy z nas nosi w sobie!

Nie tak dawno Żydzi świętowali Chanukę - święto świateł.Dopiero co mieliśmy przesilenie zimowe, Poganie świętują Yule kiedy celebruje się odrodzenie światła i słońca.Chrześcijanie w zależności od wyznania świętują lub będą świętować Bożego Narodzenia, a więc pamiątkę gdy Światłość Świata zamieszkała pośród ludzi. 

Dlatego bez względu na to co aktualnie świętujecie, w co wierzycie, czego pragniecie i o czym marzycie, życzę Wam, by wszystko to stało się Waszym udziałem. Niech Jasność napełni Wasze serca Miłością, Wiarą, Pokojem i Nadzieją.Niech stawia na Waszej Drodze tylko dobrych i życzliwych ludzi.Niech obdarzy Was szczęściem - bez względu na to, czym ono jest dla Was.

poniedziałek, 16 listopada 2015

"What they did yesterday afternoon"...


    Wczoraj Amanda Abbington opublikowała na twitterze fragment wiersza...

Fragment pochodzi z utworu pod tytułem "What they did yesterday afternoon", którego autorką jest Warsan Shire.

Jeden z Jej wierszy - "Home" już znacie, choćby z notek na blogu. Tak, to ten sam wiersz, którego fragment cytowany przez Benedicta Cumberbatcha pojawia się choćby w spocie dla Fundacji Save The Children.

Właśnie po tym spocie zaczęłam trochę grzebać w necie, szukałam informacji o Warsan i jej wierszy... Wszystkie bez wyjątku są niesamowicie poruszające, dojrzałe i zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

What they did yesterday afternoon by Warsan Shire

they set my aunts house on fire
i cried the way women on tv do
folding at the middle
like a five pound note.
i called the boy who use to love me
tried to ‘okay’ my voice
i said hello
he said warsan, what’s wrong, what’s happened?

i’ve been praying,
and these are what my prayers look like;
dear god
i come from two countries
one is thirsty
the other is on fire
both need water.

later that night
i held an atlas in my lap
ran my fingers across the whole world
and whispered
where does it hurt?

it answered
everywhere
everywhere
everywhere.

Jakie to boleśnie aktualne...
Jak długo jeszcze?...

Poszperajcie, poczytajcie... Naprawdę warto!

niedziela, 15 listopada 2015

poruszający apel Julii...

   Wieczorem, 13. listopada, mniej więcej w tym samym czasie kiedy w Paryżu trwała rzeź zgotowana niewinnym ludziom przez grupę nawiedzonych fanatyków udostępniałam na facebooku poruszający i co tu dużo mówić - bolesny apel i jeszcze boleśniejszą historię Julii - Polki mieszkającej, a jakże, w Polsce ze swoim mężem, który na nieszczęście (?) swoje pochodzi z Indii i jest Sikhem, a ponieważ chodzi w turbanie niektórzy ludzie mają go za terrorystę... 
Zresztą, co ja Wam będę opowiadać, sami poczytajcie...

 Długo myślałam czy napisać tego posta, ale w mojej obecnej sytuacji rodzinnej chyba każda forma działania ma teraz znaczenie.
Na zdjęciu widzicie mojego męża ( z synem), jak możecie sadzić wygląda na obcokrajowca czy nawet wyznawcę Islamu.
Mój mąż pochodzi z Indii i jest Sikhem, nosi turban który jest symbolem religijnym Sikhizmu.
Nie jest muzułmaninem, terrorystą czy zagrożeniem dla kraju....
Jest wysoko wykształconym człowiekiem, prowadzącym swoją firmę we Wrocławiu. Płaci podatki, Zusy i posiada kartę pobytu.
W ostatnich tygodniach bardzo nasiliły się ataki rasistowskie w jego kierunku, jest notorycznie obrażany, wyzywany, ludzie bywają agresywni, plują na niego, wytykają palcami i robią zdjęcia bez jego zgody....
Wczoraj nie wychodziliśmy z domu, ze strachu....
Odwiedziła nas tez w domu policja która ostrzegała przed takimi atakami....
Boje się o mojego męża, boje się o nasza rodzinę i stres z tym związany ostatnio odbiera mi radość życia....
Wiem że nastroje w EU dot. napływu emigrantów z Syrii nie poprawiają naszej sytuacji ale mam do was wszystkich tu prośbę:
Wytłumaczcie swoim dzieciom, mężom czy rodzinom że ciemny kolor skory czy turban na głowie nie świadczy o zagrożeniu, nie jest powodem do ataku na tle rasistowskim.
Uświadamianie w tym temacie jest dla mnie bardzo ważne i być może przyniesie większe poczucie bezpieczeństwa naszej rodziny.
Dziękuje...
Co tu więcej powiedzieć...
Skóra cierpnie na całym ciele kiedy czyta się coś takiego...

A dziś jeszcze śledząc wiadomości dowiaduję się, że oto kolejna jakaś banda pomyleńców sądząc po falandze pewnie z ONRu albo innego podobnego ustrojstwa "przyozdobiła" w Limanowej ściany domów w których mieszkają Romowie jakże malowniczymi napisami w stylu "Polska dla Polaków", "Won z Polski szmaty" czy "Szykujcie się na zagładę". Nie skończyło się na napisach, o nie, zniszczono również samochody należące do Romów.

Ludzie są przerażeni i ja się im wcale nie dziwię...

Panowie (i panie być może) od tych malowniczych tekstów - popatrzcie w lustro i spytajcie się czym różnicie się od tych ośmiu morderców z Paryża...

Jeżeli grozisz, obrażasz, poniżasz, lub w inny sposób krzywdzisz, również fizycznie, drugiego człowieka tylko dlatego, że ma inny kolor skóry, inny światopogląd, religię, orientację seksualną to jesteś takim samym terrorystą jak ci, którzy mordowali w piątkowy wieczór w Paryżu, którzy dokonali ataków 11. września 2001 roku, którzy niemal codziennie dokonują bezsensownych aktów terroru na całym świecie, także względem mieszkańców własnego kraju (i nie, nie mówię tu tylko o członkach tzw. państwa islamskiego czy innych pseudoislamskich fanatykach).

I nie ma znaczenia dlaczego to robisz - w imię czystości rasy, w imię "patriotyzmu", w imię urojonych bogów czy przekonań - nic cię nie usprawiedliwia!

My się nie musimy bać uchodźców i tego, że wśród nich mogą być terroryści.
My się nie musimy bać, że terroryści do nas przyjadą.
My się musimy bać, że mamy własnych terrorystów, na własnej ziemi...

Dziś kierujecie groźby śmierci pod adresem Romów, Żydów, Muzułmanów, jutro może zechcecie pójść o krok dalej i sięgniecie po broń by wprowadzić swoje groźby w czyn, a pojutrze... kto wie, może zaczniecie grozić tym co nie chodzą w niedzielę do kościoła, bo to przecież nie są prawdziwi Polacy, prawda?

Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort.

     Wolność, Równość, Braterstwo, albo Śmierć...

  
Śmierci we Francji było w tę piątkową noc, 13 listopada 2015 r. aż za dużo...
Na chwilę obecną - 129 zabitych, 352 rannych z czego 99 osób w stanie krytycznym. To najświeższy, ale zapewne nie ostatni, niestety, bilans ofiar 6 krwawych zamachów dokonanych w Paryżu przez bojowników tzw. państwa islamskiego...

Niewinni ludzie, całkowicie przypadkowi, mordowani z zimną krwią przez kilku pomyleńców, zaślepionych bredniami o tym, jak to Allah chce, żeby mordowali niewiernych...

Nieważne, pieprzyć terrorystów!

Wygaszona Wieża Eiffela, kwiaty w miejscach zamachów, znicze, kwiaty w dziurach po kulach zamachowców... Francja cierpi, Francja jest w szoku (ba, cały świat jest w szoku), ale nikt nie ma zamiaru chować się przed terrorystami.
"Coś się zmieniło, pewni nic już nie będzie jak dawniej, ale my chcemy żyć! Nie będziemy się bać, będziemy żyć normalnie" - mówi młoda dziewczyna, stojący obok niej chłopak przytakuje. Wierzą, że właśnie tak będzie, znów normalnie.

Fluctuat nec mergitur - Kołysze się lecz nie tonie, głosi dewiza Paryża.
Tak było wielokrotnie, tak będzie i tym razem.

Wczoraj kibice podczas ewakuacji z paryskiego stadionu jednym głosem śpiewali Marsyliankę.
Dziś, mimo wprowadzenia stanu wyjątkowego na ulicy, kilka metrów od klubu La Bataclan, gdzie zginęło najwięcej osób zabrzmiał spontaniczny koncert, młody muzyk przyciągnął fortepian i zagrał "Imagine" Lenona.



Padły słowa o świecie bez podziałów i jak mówią sami Francuzi - to nie utopia, to nadzieja.







Liberté-Égalité-Fraternité!
Vive La France!



środa, 11 listopada 2015

For God and The Empire - czyli wielki dzień dla całego fandomu!

        Aby uczcić swoje urodziny, w czerwcu bieżącego roku Jej Wysokość, Królowa Elżbieta II ogłosiła nominacje do Orderu Imperium Brytyjskiego.
Wśród nominowanych znalazł się również Benedict Cumberbatch!
Jak wynika uzasadnieniu, Order przyznano za zasługi dla kultury oraz działalność charytatywną.

Aktor otrzymał cywilny order III klasy, czyli tytuł Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego (CBE).

Civil Division
Central Chancery of the Orders of Knighthood

St. James’s Palace, London SW1

13 June 2015

THE QUEEN has been graciously pleased, on the occasion of the Celebration of Her Majesty's Birthday, to give orders for the following promotions in, and appointments to, the Most Excellent Order of the British Empire:

C.B.E.
To be Ordinary Commanders of the Civil Division of the said Most Excellent Order:

Benedict Timothy Carlton CUMBERBATCH
Actor

For services to the Performing Arts and to Charity.


[https://m.thegazette.co.uk/notice/2347713]


      To wielki dzień nie tylko dla uhonorowanego odznaczeniem Aktora i Jego bliskich, ale również dla całego fandomu, który w tym dniu miał niezaprzeczalny powód do dumy! No ale jak nie być dumnym, gdy Człowiek, którego się podziwia otrzymuje odznaczenie nie tylko za swoją ciężką pracę i niewątpliwy wkład w rozwój kultury, ale i wielkie serce.
Cumberbatch znany jest bowiem nie tylko ze swych znakomitych kreacji aktorskich zarówno teatralnych jak i kinowych czy telewizyjnych, ale również ze swego zaangażowania w liczne inicjatywy i wsparcie dla organizacji charytatywnych (m.in. Motor Neurone Disease Association, Cancer Research, Children’s Defense Fund, Prince’s Trust, Elton John AIDS Foundation).

Ceremonia wręczenia Orderów odbyła się we wtorkowe przedpołudnie (10.11.2015 r.) w Pałacu Buckingham. Benedictowi towarzyszyła Jego urocza żona - Sophie Hunter, oraz rodzice - Timothy Carlton i Wanda Ventham.





         W rozmowie z dziennikarzami Cumberbatch podkreślił, iż odznaczenie jest dla Niego wielkim wyróżnieniem i zaszczytem, a sama ceremonia była niezwykle emocjonującym przeżyciem.

Gdy otrzymałem list informujący o przyznaniu mi odznaczenia pomyślałem, że to pomyłka.
[...]
To fantastyczne, dość stresujące, bo nie można się do tego przygotować. To niepowtarzalna okazja, a ja czuję się bardzo uprzywilejowany i schlebia mi takie uznanie. Być uhonorowanym przez Królową to coś nadzwyczajnego.

Dodał również, iż fakt otrzymania tak znakomitego wyróżnienia oraz prestiż z tym związany nie zmieni jego postawy - w sprawach, które uważa za istotne będzie nadal otwarcie wyrażał swoje poglądy.




       Jako że odznaczenie przyznano Aktorowi również za wkład w działalność charytatywną nie obyło się bez pytań o apel w sprawie uchodźców i wsparcia dla Fundacji Save The Children, który wygłaszał na zakończenie każdego z przedstawień "Hamleta". Na pytanie o zarzuty jakie Mu w związku z tym stawiano Benedict odpowiedział:

Nie interesuje mnie krytyka jaką zbiorę. Interesuje mnie podnoszenie świadomości ludzi i zbiórka funduszy dla osób, które są w znacznie gorszej sytuacji niż aktor, którego krytykuje się za to, że zajmuje się jeszcze czymś innym niż tylko swoją pracą.

Jako osoba publiczna często narażony jest na krytykę pomimo tego jednak zawsze robi to, co uważa za słuszne, tak jak w tym przypadku.

Ze względu na moją pracę interesuje się mną opinia publiczna, czego doświadczyłem w moim prywatnym życiu, mogę więc to wykorzystać, by zrobić coś dobrego dla innych ludzi.
Gdy jako świeżo upieczony ojciec zobaczyłem nagrania i zdjęcia jakie docierały do nas latem, pomyślałem, że każdy kto ma serce rozumie, że to nie jest problem kogoś innego, problem innego kraju, to jest nasz problem, problem humanitarny.




         Tym między innymi zdobył sobie wielkie uznanie wśród fanów - swoją bezkompromisowością w mówieniu o kwestiach ważnych, nawet za cenę fali hejtu z jaką niejednokrotnie musiał się później zmierzyć.


Bardzo żałuję, że nie mogłam uczestniczyć w tej niezwykłej ceremonii. Jeszcze bardziej żałuję, że nie miałam, nie mam i pewnie długo jeszcze nie będę mieć okazji by pogratulować Benedictowi zarówno tego wspaniałego wyróżnienia, jak i znakomitej roli w "Hamlecie", a także by Mu podziękować za Jego pracę i za to, że On sam, Jego ciężka praca i niezłomna postawa są inspiracją dla wielu z nas.

Wielkie gratulacje, Komandorze!
Jestem z Ciebie dumna!
To zaszczyt mieć takiego Idola!
To zaszczyt należeć do tak wspaniałego fandomu!
Dziękuję!



photo by Press Association
photo by Press Association















Photo by BBC



Photo by Alan Davidson
for The Daily Mail





Photo by BBC




PS. Ze specjalną dedykacją dla Marysi - przepraszam Maleńka, że tak długo musiałaś czekać :) :*

niedziela, 1 listopada 2015

Żegnaj szlachetny Książę - czyli ostatni "Hamlet" w Barbican Theatre.


   Nadszedł ten wieczór... 
No niestety, kiedyś nadejść musiał i nadszedł właśnie dziś.
Przed kilkudziesięcioma minutami opadła kurtyna w Barbican Theatre w Londynie kończąc tym samym ostatnie przedstawienie "Hamleta" w reżyserii Lyndsey Turner z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej.

Jak już wiecie z poprzedniej notki miałam okazję widzieć ten spektakl, niestety nie na żywo w Londynie, ale dzięki transmisji National Theatre Live czułam się tak, jakbym siedziała w pierwszym rzędzie, mając tych wszystkich wspaniałych aktorów na wyciągnięcie ręki. 
Niesamowite przeżycie, wierzcie mi.

Dziwnie się czuję, gdy uświadamiam sobie, że to już naprawdę ostatni raz...
Już nie będzie kolejnych zdjęć ze spotkań z fanami po zakończeniu przedstawienia. 
Nie będzie kolejnych wpisów o tym, jak znakomitą sztuką jest TEN "Hamlet".
Nie będzie poruszającego apelu w sprawie uchodźców.
Nie będzie w końcu możliwości zobaczenie spektaklu na żywo... 
i chyba to ostatnie boli mnie najbardziej... 

Wszyscy zaangażowani w powstanie tej inscenizacji wykonali naprawdę solidny kawał ciężkiej pracy za co należy im się ode mnie ukłon do samej ziemi. 
Za pomysł, scenografię, kostiumy, za doskonałe światło i powalające efekty świetlne, za wspaniałą muzykę i perfekcyjną realizację dźwięku; cudownym aktorom za ich kunszt, zaangażowanie i profesjonalizm - jednym słowem wszystkim, za wszystko WIELKIE, PRZEOGROMNE DZIĘKI! 
Posługując się twitterowymi tagami - #ThankYouBenedict #ThankYouTeamHamlet !!

Jak wielkie było to przedsięwzięcie, ile pracy wszystkich kosztowało, jak bardzo wielu ludzi chciało wziąć (i wzięło) w nim udział świadczą liczby:
3 miesiące.
12 tygodni.
76 dni.
92 przedstawienia (nieraz dwa w ciągu dnia)
253 godziny na scenie.
100.000 sprzedanych biletów.
150.000 funtów zebranych na pomoc uchodźcom, dla Fundacji Save The Children.

Jest we mnie mnóstwo emocji, różnych, bo z jednej strony żal mi, że nie mogłam zobaczyć tego spektaklu na żywo, z drugiej zaś cieszę się, że mogłam obejrzeć go dzięki NT Live. 
Popłakałam się, a to mi się rzadko zdarza, ale popłakałam się, nawet nie dlatego, że to już koniec, ale ponieważ trudno się nie wzruszyć do łez gdy Benedict Cumberbatch - mój idol, a co tam idol, mój Mistrz mówi, że było to dla Niego niesamowite przeżycie, wszystko czego pragnął. 
Tak ważne dla mnie, a o ile przecież ważniejsze dla Niego!
W tym niezwykle emocjonującym dniu byli z Nim Rodzice, była ukochana Żona, był też cały Fandom - wielu z nas tam na miejscu, w Londynie, w sali Barbican Theatre, a cała reszta w swoich domach trzymając kciuki za powodzenie tego ostatniego, najważniejszego przedstawienia.

Udało się!
Teraz czas na świętowanie i zasłużony odpoczynek.

Good night sweet Prince.
The rest is silence...

środa, 28 października 2015

Jest metoda w tym szaleństwie... a reszta jest milczeniem.

  Długo zajęło mi, żeby zebrać się do napisania tej notki, ale wciąż żywe są w moim sercu wspomnienia z 15. i 21. października i trochę ciężko mi się pozbierać do kupy, bo to co udało mi się przeżyć w te dwa październikowe wieczory było absolutnie wspaniałe, znakomite, cudowne!
Tym niesamowitym wydarzeniem była projekcja realizowanej w ramach National Theatre Live.
Tak moi drodzy. Teatr.
Na żywo.
Wprost z Londynu!

Naprawdę fantastyczne doświadczenie, zwłaszcza gdy ogląda się inscenizację dramatu, który jest absolutną klasyką tak literatury jak i teatru. "Hamlet" Williama Szekspira reżyserowany przez Lyndsey Turner, ze znakomitą obsadą i z niezrównanym Benedictem Cumberbatchem w roli głównej!

   Nie ma co owijać w bawełnę i opowiadać jak to straszliwie uwielbiam Szekspira, bo nie uwielbiam, choć znam jego dzieła, doceniam niezaprzeczalny wkład w światową kulturę i uważam, że jego twórczość jest tym, w czym każdy kto nie chce uchodzić za totalnego ignoranta powinien się orientować.
Wiecie natomiast, że uwielbiam teatr i Benedicta Cumberbatcha, i to już wydało mi się wystarczającym powodem by wybrać się na wspomnianą projekcję, szczególnie że jest coś niezwykłego w oglądaniu sztuki teatralnej na ekranie kinowym czy w realizacji teatru telewizji. 
Z jednej strony ogranicza się nasze pole widzenia. 
Oglądając przedstawienie w teatrze obejmujemy wzrokiem całą scenę, możemy wybrać na co i w jakiej kolejności zwrócimy uwagę, na jakim elemencie skupimy wzrok. W przypadku transmisji widzimy tylko to, co w danym momencie pokazuje nam kamera, to operator prowadzi nas przez całą sztukę i choć na pierwszy rzut oka zdawać by się mogło, że taka realizacja ogranicza nasze postrzeganie tego co dzieje się na scenie, to ja uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Fakt, nie obejmujemy wzrokiem całej sceny, wszystkich postaci, wszystkich elementów scenografii, ale za to mamy możliwość przyjrzeć się z bliska twarzom aktorów, zobaczyć każdy najmniejszy grymas, każde najdrobniejsze drgnienie mięśni... To sprawia, że emocje które aktorzy starają się przekazać stają się jeszcze bardziej wyraziste.
No i druga sprawa - siedzisz sobie w kinie, w wygodnym fotelu, przed sobą masz ekran i czujesz jakby to co widzisz było filmem, choć równocześnie masz świadomość, że wszystko na co patrzysz dzieje się tu i teraz, że wszystko co widzisz jest perfekcyjne dlatego, że perfekcyjni są aktorzy, którzy w tym momencie stoją na scenie i dokładają wszelkich starań aby wszystko było doskonałe. Jeżeli coś się nie uda nie będzie dubla, nie będzie dokrętek... wszystko musi wyjść za pierwszym razem i za każdym razem - to właśnie jest magia :)

    Co do samego spektaklu to już od początku cieszył się on olbrzymim zainteresowaniem i budził wielkie emocje.
Bilety wyprzedały się w oka mgnieniu, a ci, którzy nie mieli tyle szczęścia gotowi byli na wielogodzinne oczekiwanie w kolejce przed teatrem by zdobyć bilet, z którego ktoś w ostatnim momencie zrezygnował. Każdego dnia widownia Barbican Theatre wypełniona jest po brzegi (spektakl grany jest do końca października).
Recenzje wyrastały jak grzyby po deszczu. Jedne bardzo pochlebne, w których pod niebiosa wychwalano reżyserkę i jej pomysł na przedstawienie Szekspirowskiej tragedii; jak i samych aktorów, na czele z odtwórcą głównej roli, zachwycając się ich profesjonalizmem i umiejętnościami. 
Drugie wręcz przeciwnie. Pisano w nich o rzekomej ignorancji fanek Benedicta Cumberbatcha, które to zdaniem mediów o Szekspirze i samym "Hamlecie" nie mają bladego pojęcia, a do teatru przychodzą tylko po to, by zobaczyć ubóstwianego przez siebie aktora. Krytykom nie podobało się przeniesienie słynnego "Być albo nie być" z pierwszej sceny trzeciego aktu na sam początek sztuki (ostatecznie odstąpiono jednak od tego pomysłu), nie podobało się niektórym również to w jakich kostiumach występują aktorzy, no bo jak to, Hamlet w dżinsach?!
Cóż, jak mówi stara mądrość ludowa - jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził...

     Sztuka jednak broni się znakomicie!

    Niesamowite wrażenie, nawet wówczas gdy ogląda się spektakl jedynie na ekranie kinowym, robi ogromna scena Barbican Theatre a na niej scenografia, której autorką jest wielokrotnie nagradzana projektantka teatralna Es Devlin.

Barbican Theatre, próby kamer przed transmisją "Hamleta"
photo by Lodovic des Cognets

Monumentalna, ciemna, z elementami turkusu i granatu doskonale wpisuje się w nastrój sztuki i zapowiada mroczne wypadki, które mają za moment nastąpić. Schody, balkony, ogromne drzwi, portrety na ścianach, wielki stół, a nad nim przepiękny kryształowy żyrandol, wszystko to, dopełnione światłem scenicznym, za które odpowiedzialna była Jane Cox zapierało dech w piersiach. A jeśli dodać do tego jeszcze muzykę Jona Hopkinsa, choreografię opracowaną przez Sidi Larbi Cherkaoui'ego i znakomitych aktorów w kostiumach Katriny Lindsay otrzymamy naprawdę wspaniałe widowisko.

Barbican Theatre, próby kamer przed transmisją "Hamleta"
photo by Lodovic des Cognets
      Kostiumy zaprojektowane na potrzeby spektaklu to połączenie współczesnego, luźnego stroju (designerska koszulka, sztruksowa marynarka Hamleta, czy koszula w kratkę Horacego) z elementami stroju dworskiego. Takie na pierwszy rzut oka niezwykłe połączenie doskonale podkreśla uniwersalność tragedii Szekspira. "Każdy z nas jest Hamletem" powiedział w wywiadzie dla telewizji Sky Arts Benedict Cumberbatch. Miał rację.

Benedict Cumberbatch jako Hamlet
      Oczywiście przy okazji spektaklu najwięcej uwagi poświęca się odtwórcy głównej roli - Benedictowi Cumberbatchowi. Nie ma co ukrywać, że jego nazwisko przyciągnęło do teatru prawdziwe tłumy, a aktor znany nie tylko z ról teatralnych, ale również znakomitych kreacji telewizyjnych i kinowych zebrał wspaniałe recenzje.
"The Observer" docenił Cumberbatcha nazywając go "najbardziej elokwentnym i racjonalnym Hamletem".
Aktor w pełni zasłużył na pochwały, bo jego gra na scenie to urzekający pokaz umiejętności  i kunsztu aktorskiego, a należy pamiętać, iż rola Hamleta jest uważana za sprawdzian dojrzałości i umiejętności mierzących się z nią aktorów ze względu na objętość tekstu, niezmiernie bogatą osobowość postaci oraz dużą ekspresję. Możliwość zagrania Hamleta to marzenie każdego aktora poważnie traktującego pracę w teatrze. Mówią, że jak spaść do z wysokiego konia - Hamlet to rola która może pomóc aktorowi wznieść się na wyżyny lub strącić go w nicość.
Po projekcji z czystym sercem mogę powiedzieć, że Benedict Cumberbatch zaliczył ten sprawdzian na najwyższą notę.
Jego Hamlet to inteligentny i elokwentny młody mężczyzna (podobnie jak sam aktor), idealista i filozof, któremu przychodzi się zmierzyć ze zdarzeniami i problemami, które nijak nie pasują do owego idealizmu.
Cumberbatch wspaniale ukazuje cierpienie tego młodego człowieka, który zdruzgotany przez ostatnie wydarzenia spotyka ducha swego ojca i dowiaduje się, że jego śmierć była podstępnym morderstwem, a nie nieszczęśliwym wypadkiem. W imię miłości synowskiej i poczucia sprawiedliwości książę składa ojcu przysięgę, iż uczyni wszystko, by pomścić jego śmierć, tym samym stając przed kolejnym moralnym dylematem, gdyż musi dokonać czegoś, co w jego ocenie jest moralnie złe. Od tego czasu tym, co determinuje postępowanie Hamleta jest pragnienie zemsty na mordercy ojca. 
O niezwykłości Hamleta, oraz znaczeniu roli jaką odegra on w całej historii zdaje się świadczyć wnież jego strój podczas uczty, a także miejsce jakie zajmuje za stołem. Ubrany w dżinsowe ciemne spodnie i ciemną sztruksową marynarkę z postawionym kołnierzem bardzo wyraźnie odróżnia się od reszty gości ubranych w wystawne dworskie stroje. Siada pośrodku stołu niczym Chrystus podczas ostatniej wieczerzy - jedyny sprawiedliwy, tak bardzo samotny i opuszczony choć otoczony ludźmi, których zna i który jego znają... znają, ale nie rozumieją, nawet nie próbują rozumieć.
Benedict Cumberbatch słynie z tego, że potrafi w granej przez siebie postaci ukazać w sposób niebywale autentyczny cały wachlarz często skrajnych emocji, tak samo jest w przypadku Hamleta. Cierpienie i ból księcia rozrywają serce, jego strach przeraża, jego radość i uśmiech cieszą, a ironiczne komentarze bawią nieraz do łez.

        Przy wszystkich niewątpliwie zasłużonych pochwałach pod adresem Benedicta Cumberbatcha należy jednak oddać również sprawiedliwość pozostałym członkom obsady, bo każdy z nich zaprezentował się znakomicie, w doskonały sposób ukazując skrajne emocje targające bohaterami. Na pierwszy rzut oka widać, że wszyscy aktorzy są doskonale zgraną drużyną, której poszczególni członkowie wzajemnie się dopełniają i nie mogą istnieć bez siebie nawzajem.

Ciarán Hinds jako Klaudiusz
   Ciarán Hinds wcielający się w rolę Klaudiusza stworzył postać, którą kocha się nienawidzić.
W sposób niebywale prawdziwy i przerażająco wiarygodny ukazuje podstępnego bratobójcę, człowieka zimnego, despotycznego, pozbawionego skrupułów i kręgosłupa moralnego, który nie cofnie się przed niczym, by tylko utrzymać w sekrecie swój podły występek, choć z drugiej strony zdaje się całkowicie nie przejmować faktem, iż poślubienie żony zmarłego brata według XVI wiecznego kodeksu etycznego uchodził za cudzołóstwo. Jego obecność wywiera destrukcyjny wpływ na słabe i bardziej uległe jednostki, doprowadzając je do moralnego upadku i stając się powodem kolejnych dramatycznych wydarzeń.


Anastiasia Hille jako królowa Gertruda
 Jedną z takich osób jest niewątpliwie królowa Gertruda (Anastasia Hille).
Wiemy o niej niewiele. Nie wiemy nic o tym, co wydarzyło się przed śmiercią ojca Hamleta. Królowa wspomina o "szpetnych czarnych plamach", które widzi w swoim sumieniu, jednak czy ma na myśli wyłącznie  kazirodczy związek z bratem swojego niedawno zmarłego męża, a może coś więcej? Można jedynie snuć domysły czy królowa była wspólniczką szwagra w zbrodni, czy tylko korzysta z jej owoców (lubi wygodę i przepych), a może bezwolnie poddała się jej następstwom? Wszystko to pozostaje tajemnicą i może tak jest lepiej. Królowa kocha swojego syna, ale nie potrafi bądź nie chce zrozumieć jego potrzeby godnego przeżycia żałoby po ojcu.
Anastasia Hille jako królowa Gertruda
i Benedict Cumberbatch jako Hamlet
Photo by Johan Persson
Rozmowa z synem porusza jej sumienie, zdaje się, że szczerze żałuje zła którego się dopuściła (jakiekolwiek zło w rzeczywistości ma ona na myśli), jest jednak zbyt słaba by oderwać się od współwinnego jej upadku, przez co jej żal jest daremny. Zresztą scena rozmowy Królowej z Hamletem to chyba najbardziej poruszająca scena z udziałem tych dwóch postaci. Dla obojga ta rozmowa wiąże się z niebywałym cierpieniem i dzięki kunsztowi aktorów cierpienie to ukazane zostało w sposób tak prawdziwy, że niemal można go dotknąć, jakby cały ból prawdy wylewał się z nich i spływał na wszystko wokół.
Anastasia Hille prezentuje swoją postać w taki sposób, iż bez względu na to jaką tajemnicę naprawdę skrywa Królowa bardziej jej współczujemy niż ją nienawidzimy, jest ona bowiem wewnętrznie rozdarta pomiędzy tym co robi, a tym co zrobić powinna, ukazana zostaje jako osoba bądź co bądź słaba, a takie osoby budzą raczej litość niż nienawiść...
        
Kobna Holdbrook-Smith jako Laertes
Photo by Johan Persson
Kobna Holdbrook-Smith jako Laertes to kolejny przykład wspaniałego, dojrzałego aktorstwa. 
Aktor doskonale ukazuje człowieka gorącej krwi, łatwo ulegającego gwałtownym emocjom, dumnego i żadnego zemsty. To właśnie Laertes a nie Hamlet wpisuje się w rolę typowego bohatera rodowej tragedii zemsty. 
Jest on również całkowitym przeciwieństwem Hamleta, mimo iż obaj młodzieńcy otrzymali wykształcenie jakie otrzymać powinien każdy renesansowy dworzanin Laertes jest tym dworzaninem tylko z pozoru, podobnie jak pozornie jest człowiekiem honoru. Podążając za namową Klaudiusza bez zastanowienia decyduje się na krwawą zemstę, a nawet na haniebną zdradę.  
Kobna Holdbrook-Smith jako Laertes
i Benedict Cumberbatch jako Hamlet
photo by Johan Persson
Gdy Hamlet przed pojedynkiem prosi go o wybaczenie Laertes odpowiada, że owszem, serce mogłoby wybaczyć, ale honor na to nie pozwala, co dziwne ten sam honor nie miał nic przeciw temu, by zatruć ostrze szpady i zgodzić się na dodanie trucizny do kielicha przeznaczonego dla księcia... Zaiste, przedziwny to honor.      
U Lyndey Turner skrajna różnica między Hamletem a Laertesem widoczna jest nie tylko w wymiarze duchowym, emocjonalnym, ale również - co zdecydowanie bardziej rzuca się w oczy - w wymiarze fizycznym. Mam tu na myśli nie tylko różnicę w kolorze skóry (bez żadnych rasistowskich podtekstów), ale także kolory strojów podczas pojedynku szermierczego, będącego starciem podstępu i prawdy, szlachetności i zdrady.

Jim Norton jako Poloniusz
Photo by Johan Persson

     Jim Norton w sposób doskonały sportretował królewskiego kanclerza - Poloniusza. Służalczego intryganta, który chce kontrolować wszystko, nawet życie i poczynania własnych dzieci- Ofelii i Laertesa. Jego służalczość i czołobitność względem króla, a także mylne przekonanie o własnej przebiegłości i nieomylności czynią z niego ulubiony obiekt niewybrednych drwin księcia Hamleta, a intryganctwo doprowadza go tragicznej śmierci.
Norton zagrał Poloniusza w sposób, który sprawia, że nie tylko Hamlet ma na nim używanie, wraz z Hamletem śmieje się również cała publiczność. 

      Na koniec dwie postaci, które w sztuce Lyndsey Turner urzekły mnie najbardziej. 


      Jako, że panie mają pierwszeństwo ;) w takim razie najpierw grana przez Siân Brooke Ofelia.
Siân Brooke jako Ofelia
photo by Johan Persson
 Postać na wskroś tragiczna. Czysta, wrażliwa, o dość słabej konstrukcji psychicznej. Z wzajemnością zakochana w Hamlecie, zmuszona przez ojca do zerwania kontaktów z księciem, a następnie przez tegoż księcia odtrącona z nie do końca wiadomego powodu przeżywa głęboki dramat, który dodatkowo pogłębia się po śmierci jej ojca, doprowadzając dziewczynę do szaleństwa i śmierci (prawdopodobnie samobójczej).
Siân Brooke pokazała w swej roli niesamowitą klasę i kunszt aktorski. Aktorka nie gra Ofelii, ona jest Ofelią. Prawdziwie cierpi z powodu konieczności rezygnacji z uczucia do księcia, prawdziwie przeżywa odrzucenie, prawdziwie rozpacza po śmierci ojca i wreszcie prawdziwie popada w obłęd. 
Ta prawdziwość choć genialna bywa chwilami przerażająca... Włosy wyrwane z głowy, trupio blada twarz, sine usta, podkrążone oczy i rozmazany od łez makijaż, a do tego drżące dłonie i śpiewane łamiącym się głosem strzępy niezrozumiałych pieśni - kwintesencja bólu i rozpaczy prowadzących do szaleństwa, która sprawia, że obserwatorzy tracą resztki pewność siebie...     

Leo Bill jako Horacy
I postać ostatnia, grany przez Leo Billa Horacy. Jedyna ważna (zajmująca więcej miejsca) postać w dramacie Szekspira która w końcowej scenie pozostaje przy życiu. Szekspir nie dopracował zbytnio tej postaci, a szkoda. To prawda, że nie jest ona może zbyt istotna dla samego dramatu, ale jest istotna dla głównego bohatera. Horacy jest filozofem i oddanym przyjacielem Hamleta. Pełni rolę zewnętrznego, obiektywnego obserwatora wydarzeń dziejących się w Elsynorze, to właśnie jemu tuż przed śmiercią Hamlet powierza misję oznajmienia wszystkim prawdy o wypadkach jakie miały miejsce na dworze.
W przypadku roli Horacego doskonale widać to o czym wspomniałam wcześniej - jedna postać nie może istnieć bez drugiej. Cumberbatch i Bill ukazują Hamleta i Horacego jako oddanych, serdecznych przyjaciół, bardzo ze sobą zżytych. Horacy jest dla Hamleta prawdziwym wsparciem, i chyba jako jedyny naprawdę rozumie cierpienie młodego księcia, gotów jest nawet umrzeć wraz ze swoim przyjacielem.
Leo Bill jako Horacy
i Benedict Cumberbatch jako Hamlet
 Gdy obserwuje się aktorów na scenie więź ta zdaje się być niemal namacalna, jak choćby w końcowej scenie gdy Horacy pochylony nad ciałem Hamleta wypowiada słowa: "Dobranoc słodki książę" i całuje głowę martwego przyjaciela, długo wtulając twarz w jego włosy. 
Jest w tym drobnym geście tyle miłości i cierpienia, że aż serce krwawi...

        Sztuka Szekspira jest tragedią, a jak tragedia to wiadomo, że do śmiechu nic nie ma, a jak nie ma nic do śmiechu to jest raczej ciężko, a i z czasem robi się nudno. W przypadku tej inscenizacji na szczęście jest inaczej. 
Elementy komiczne jakie pojawiają się w ciągu całej sztuki nieco rozładowują napięcie, i choć sztuka wcale nie traci przez to na swoim dramatyzmie, staje się jednak dużo bardziej przystępna.
Komiczny jest oczywiście przekonany o swej przebiegłości i nieomylności Polonius, momentami komiczny jest udający szaleństwo książę Hamlet, komiczny jest również grabarz, który przygotowując grób przed pogrzebem Ofelii wyrzuca z niego stare szczątki, słuchając muzyki wyciąga z dołu kolejne kości, a w pewnej chwili zaczyna śpiewać trzymając w ręku piszczel niczym mikrofon.
Oto kilka takich smaczków ;)

Rozśpiewany grabarz




Hamlet i Poloniusz - słowa, słowa, słowa :)


Nieco mniej do śmiechu... Rozmowa Hamleta z duchem ojca...



Tradycją stał się już apel w sprawie uchodźców i wsparcia dla Fundacji Save The Children wygłaszany przez Benedicta Cumberbatcha po skończonym przedstawieniu.




 I na koniec moja ulubiona scena...




Dobranoc słodki Książę...

Reszta jest milczeniem...



      



sobota, 3 października 2015

"...bo ta reszta jest właśnie muzyką" cz. I

       Muzyka jest w moim życiu od zawsze i odgrywa w nim niesamowicie ważną rolę.
Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mi jej kiedykolwiek zabraknąć. Nie umiałabym normalnie funkcjonować gdybym nie mogła słuchać muzyki.
Nie ma dla mnie znaczenia gatunek, ważne, żeby tekst piosenki był sensowny, stąd popowych piosenek słucham raczej niewiele, bo trudno mi w nich znaleźć cokolwiek wartego uwagi. Słucham bardzo dużo poezji śpiewanej (w końcu mój ukochany Mistrz - Jacek Kaczmarski był poetą i pieśniarzem), ale poezja nie zawsze oddaje mój aktualny nastrój, w takim przypadku sięgam po cięższe brzmienia z hard rockiem włącznie, a co! Kto biednemu zabroni bogato żyć!

W ostatnim czasie nastrój mam jednak mało hardcorowy, więc towarzyszy mi na przykład coś takiego:

1.

        
       Większość utworów których słucham i które są dla mnie ważne wiążą się, często w bardzo luźny sposób, z ludźmi, miejscami lub wydarzeniami, a przez to pomagają mi porządkować Pałac Pamięci... 
Ta to "prezent" od mojej Pauliny.
Mantra. 
A skoro mantra to Tybet, a skoro Tybet to Himalaje, skoro Himalaje to góry, a góry to wolność, potęga, magia... No i Piotr Pustelnik, Piotrek Morawski i jeszcze kilka ważnych dla mnie osób...
Uwielbiam przy niej medytować i zasypiać...

2.



"Hobbit. Pustkowie Smauga".
Skoro Hobbit to oczywiście Tolkien, a jeżeli Tolkien to Elfy, Krasnoludy, Hobbici, Magowie... Baśniowy świat, do którego uwielbiam wracać, szczególnie gdy jest źle.

3.

 

Nie przenosi do konkretnego miejsca, nie przypomina o jakimś konkretnym zdarzeniu... Po prostu... zabiera w podróż... Magiczną, trudną i ważną jak całe życie...

4.

 

kolejna podróż w nieznane, z Hobbitami, Krasnoludami i pieśnią w sercu...


5.


Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać.


6.
 Późno już, czas spać, a przed snem odrobina medytacji...
Może odrobinę mroczna, ale cudownie mi się przy niej medytuje...





"I choć życie ma kres, 
jednak coś przecież jest, 
co zostaje, nie idzie donikąd -
Jakaś reszta na dnie, 
co nie ciszą jest, nie!
Bo ta reszta jest właśnie muzyką..."
 

piątek, 2 października 2015

Help Is Coming...

     W związku z kryzysem na Bliskim Wschodzie, w Syrii Fundacja Save The Children prowadzi kampanię Help Is Coming.





We wstępie do klipu promującego akcję aktor Benedict Cumberbatch cytuje fragment wiersza "Home", którego autorką jest Warsan Shire - kenijska poetka urodzona w Somalii w 1988 r.

no one leaves home unless
home is the mouth of a shark
you only run for the border
when you see the whole city running as well


your neighbors running faster than you
breath bloody in their throats
the boy you went to school with
who kissed you dizzy behind the old tin factory
is holding a gun bigger than his body
you only leave home
when home won’t let you stay.


no one leaves home unless home chases you
fire under feet
hot blood in your belly
it’s not something you ever thought of doing
until the blade burnt threats into
your neck
and even then you carried the anthem under
your breath
only tearing up your passport in an airport toilets
sobbing as each mouthful of paper
made it clear that you wouldn’t be going back.


you have to understand,
that no one puts their children in a boat
unless the water is safer than the land
no one burns their palms
under trains
beneath carriages
no one spends days and nights in the stomach of a truck
feeding on newspaper unless the miles travelled
means something more than journey.
no one crawls under fences
no one wants to be beaten
pitied


no one chooses refugee camps
or strip searches where your
body is left aching
or prison,
because prison is safer
than a city of fire
and one prison guard
in the night
is better than a truckload
of men who look like your father
no one could take it
no one could stomach it
no one skin would be tough enough


the
go home blacks
refugees
dirty immigrants
asylum seekers
sucking our country dry
niggers with their hands out
they smell strange
savage
messed up their country and now they want
to mess ours up
how do the words
the dirty looks
roll off your backs
maybe because the blow is softer
than a limb torn off


or the words are more tender
than fourteen men between
your legs
or the insults are easier
to swallow
than rubble
than bone
than your child body
in pieces.
i want to go home,
but home is the mouth of a shark
home is the barrel of the gun
and no one would leave home
unless home chased you to the shore
unless home told you
to quicken your legs
leave your clothes behind
crawl through the desert
wade through the oceans
drown
save
be hunger
beg
forget pride
your survival is more important


no one leaves home until home is a sweaty voice in your ear
saying-
leave,
run away from me now
i dont know what i’ve become
but i know that anywhere
is safer than here

 [http://seekershub.org/blog/2015/09/home-warsan-shire/ ]

Poruszający i zmuszający do refleksji...

sobota, 26 września 2015

Nauka pierwszej pomocy dla uczniów szkół podstawowych - podpisz petycję!


     Fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy od 2006 roku prowadzi Program Edukacyjny "Ratujemy i Uczymy Ratować" skierowaną do uczniów szkół podstawowych.
Dzięki uczestnictwu w programie ponad 2 miliony dzieci zdobyło niezbędną wiedzę z zakresu pierwszej pomocy, którą niejednokrotnie miały okazję wykorzystać w praktyce, ratując tym samym ludzkie życie.
      Petycja skierowana do Minister Edukacji dotyczy wprowadzenia zajęć z zakresu udzielania pierwszej pomocy jako obowiązkowych dla uczniów szkół podstawowych.
Myślę, że pomysł jak najbardziej zasługuje na poparcie. Wiadomo, że 7 latek nie będzie od razu ratownikiem, ale samo to, że będzie posiadał wiedzę na temat tego, jak zachować się w sytuacji zagrożenia życia ludzkiego będzie miało wpływ na bezpieczeństwo jego i osób w jego otoczeniu.
Dzieci w przeciwieństwie do dorosłych nie boją się nieść pomocy, jeśli posiadają umiejętności w tym zakresie bardzo chętnie z nich korzystają kiedy zachodzi taka konieczność, więc warto, by jak najwięcej dzieci takie umiejętności posiadało.

TAK dla obowiązkowych zajęć z zakresu pierwszej pomocy!!!



Petycja w wersji elektronicznej:  www.petycja.wosp.org.pl
Wersję papierową petycji możecie pobrać tu: bit.ly/PetycjaPierwszaPomoc

piątek, 25 września 2015

INNI PISZĄ: "Widziałeś arabską dzicz?"

      Temat uchodźców wciąż jest bardzo na czasie i nadal prowokuje gorące dyskusje i wywołuje wiele kontrowersji.
Polecam wywiad Marceliny Obrzydowskiej z Markiem Jarosem, psychologiem i psychoterapeutą, założycielem i dyrektorem merytorycznym warszawskiej Kliniki Stresu.

Marcelina Obrzydowska: Widział Pan kiedyś uchodźcę?
Marek Jaros: Nie. I problem w tym, że zdecydowana większość Polaków też nie.

Jak na kogoś, kogo w Polsce prawie nikt nie widział, mamy o nich dość mocno wyrobione zdanie.
Tak o uchodźcach, jak i o każdym „innym”, którego nie znamy. Automatycznie dzielimy świat na „naszych” i „obcych”. To jest podstawowy, wrodzony schemat, według którego orientujemy się w relacjach z innymi ludźmi. Dzięki niemu wiemy, czy napotkana osoba to „obcy” czy „swój”. I od razu przyjmujemy wobec niej odpowiednią postawę – przyjazną lub niechętną. To naturalny odruch, wynikający z historii naszego gatunku.

Obrażanie i szykanowanie innychteż?
Wroga postawa wobec „obcego” i agresja jest konsekwencją widzenia świata w takich, uproszczonych kategoriach – my/oni. Ma to sens, jeżeli w „dżungli” spotykają się dwa stada konkurujące o ograniczone zasoby.

Ale mówimy o ludziach.
Owszem, jednak musimy zrozumieć, że mimo oczywistych różnic między ludźmi a zwierzętami, jesteśmy, tak jak one, wyposażeni w dość prymitywne mechanizmy. Uaktywniają się one w szczególnie trudnych sytuacjach. Jednak, w odróżnieniu od zwierząt, możemy te mechanizmy kontrolować i schemat my/oni rozbroić.

Kontrolowana ksenofobia?
Z jednej strony można powiedzieć, że ksenofobia jest „ustawieniem domyślnym” człowieka. Z drugiej strony – można to ustawienie ominąć przez rozszerzenie grupy „my”, czyli włączenie „obcych” do „naszych”. To jest możliwe pod warunkiem, że powstrzymamy instynktowną niechęć i spróbujemy w to miejsce włączyć ciekawość.

Czyli atmosfera w Polsce nie jest niepokojąca?
Wręcz przeciwnie. Jest bardzo niepokojąca. Mam, podobnie jak wielu z nas, nikłą przyjemność obserwacji „hejtów” na Facebooku. Ich intensywność, skala i zasięg stale rośnie. Na początku, memy o uchodźcach umieszczały pojedyncze osoby. Z czasem dołączyły kolejne i kolejne… To wszystko wymknęło się spod kontroli, a odpowiedzialność za wpisy rozmyła się w tłumie.

A od słowa do czynu…
…jest bardzo krótka droga. Przykładów nie trzeba szukać daleko – Jugosławia, II Wojna Światowa, pogromy Żydów… Europa jest pełna takich dramatycznych historii.

Na szczęście Polska ma długą tradycję wielokulturowości.
To prawda. Ale ludzie, którzy jej doświadczyli, w większości odeszli. Ja nigdy nie widziałem „prawdziwego Żyda”. Wiem, że tu byli, ale, gdybym dziś spotkał jednego z nich na ulicy, zareagowałbym prawdopodobnie jak na „obcego”.

A czy inne grupy też tak reagują? Paradoksalnie, to nie Polska, a Niemcy są najlepszym „przyjacielem” uchodźców.
Bo wyciągnęli wnioski z historii i poszerzyli grupę „my”. Poznali i oswoili „obcego”, więc nie muszą się go obawiać. Co nie oznacza, że nie mają problemów z integracją. Więcej jednak w ich modelu korzyści niż strat.

Możemy się inspirować.
Nie ma nic bardziej rozwijającego jak spotkanie „obcego”. Ci ludzie rzeczywiście są inni, ale są też podobni do nas – mają tą samą emocjonalność, potrzeby, obawy. Z drugiej strony reprezentują inną kulturę. Generalnie wiec spotkanie „obcego” jest rozwijające. Oczywiście jest to trudne. Konfrontacja z inną kulturą zawsze jest problematyczna. Ale tylko, jeśli mówimy o tym w kategoriach „konfrontacji”. Bo jeśli zostaniemy przy takiej optyce, że spotkanie innego to sytuacja zagrożenia, to wtedy z tego nie skorzystamy. Dlatego rozsądniej jest sprawdzić, jak z takiego spotkania skorzystać.

Cała ta fala nienawiści, hejtu i te niby merytoryczne dyskusje są bardzo prymitywną reakcją. U jej podstaw leży pierwotny, stadny strach, który nie dopuszcza myślenia. I wystarczy wyciągnąć podręcznik psychologii poznawczej i społecznej, by wskazać na wiele błędów poznawczych, które wtedy popełniamy. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo naturalną konsekwencją strachu jest agresja. Niestety, wszyscy mamy pierwotny potencjał do jej uruchamiania.

 

Jak w słynnym eksperymencie Zimbardo.
Dokładnie. Zimbardo pokazał, że wystarczy stworzyć warunki by każdy, nawet najbardziej moralny człowiek, zamienił się w potwora. I to właśnie obserwujemy na facebooku. Niestety, internet, jeśli chodzi o podgrzewanie atmosfery, jest „doskonałym” i przerażającym narzędziem – daje pozory anonimowości, a informacja rozprzestrzenia się błyskawicznie.

Czy jest na to jakiś sposób?
Dobrze by było, by każdy zastanowił się, z jakiego powodu w tym uczestniczy. Po co udostępniasz kolejną informację o tym, że muzułmanie są straszni, źle traktują kobiety i ucinają głowy? Nie dyskutuję z tym, czy ucinali, czy nie. Ale jak masz kliknąć i udostępnić, zastanów się, po co to robisz i jakie będą tego skutki. Wielu ludzi robi to automatycznie i nie zastanawia się, czemu to służy. Każda dokładana cegiełka to podgrzewanie beczki z prochem, która w końcu wybuchnie. Jeśli więc bierzesz udział w mowie nienawiści, powinieneś też wziąć odpowiedzialność za to, co z tego wyniknie.

Czyli nic dobrego…
Jeśli zostawimy to tak jak jest, może dojść do tragedii. W wojennej Polsce ludzie naprawdę zabijali swoich sąsiadów – ci sami ludzie, którzy na co dzień chodzili w krawatach i byli szanownymi obywatelami. Tak samo było w Jugosławii, gdy mordowano muzułmanów.

Tych muzułmanów, których w zasadzie w Polsce nie ma.
Tym łatwiej jest nam na ich temat fantazjować. Dlatego, w tych wszystkich mitach, które śledzę, brakuje mi odpowiedzialności dziennikarzy. Jeśli chcielibyśmy przeanalizować to, co się o uchodźcach ukazuje, musielibyśmy się bardzo postarać, by dotrzeć do prawdziwych informacji. A gdy ludzie czują strach, to, bardziej niż zwykle, potrzebują jasności i prostych odpowiedzi. Nie ma miejsca na względność. Ten lęk i strach napędzane są przez niewiedzę. Bo gdy czegoś nie wiemy, to sobie wyobrażamy. I z całą pewnością, na wszelki wypadek – bo są to oni, a nie my – będziemy wyobrażać sobie wszystko, co najgorsze. Jedyny sposób by tego uniknąć, to przedstawić rzeczywisty wizerunek tych ludzi. Ja nie mam pojęcia, jacy są uchodźcy. Jedyne, co widzę, to tłumy młodych mężczyzn w internecie.

W dodatku wściekłych.
Z mojej terapeutycznej perspektywy, trudno spodziewać się, że będą oni mili, przyjaźni i spokojni. To ludzie, którzy otarli się o śmierć, stracili bliskich i wszystko, co mieli. Oni naprawdę są w dużym stresie.

Większym niż Polacy?
Tak. Dlatego, że stres jest generalnie reakcją ratowania życia. I oni naprawdę ratują życie. Nie można więc spodziewać się, że osoby w takiej sytuacji będą miłe, sympatyczne i że będą reagowały racjonalnie. My, dla odmiany, jesteśmy w stanie wyobrażonego zagrożenia. Dlatego to oni potrzebują realnej pomocy, a nie my. A wykorzystywanie tego, że wybuchają, zachowują się nieracjonalnie i gwałtownie, krzyczą, płaczą i rzucają rożnymi rzeczami jest zwyczajnie nieludzkie.

A co jest bardziej ludzkie?
Myślenie i współczucie. To są takie dwie cechy, które mamy rozwinięte bardziej od zwierząt. Prócz tego, podobnie jak zwierzęta, jesteśmy wyposażeni w proste, automatyczne mechanizmy, które ujawniają się w ekstremalnych sytuacjach. Czasami to jest dobre. Ale w tej sytuacji lepiej jest włączyć myślenie i empatię.

Ale jak tu empatyzować z rozwścieczonym tłumem uchodźców? Czy nie powinni być bardziej wdzięczni i pokorni?
Jeśli ktoś ma wyobrażenie na temat tego, jak powinni zachowywać się, wyglądać i ubierać uchodźcy, a potem obraża się, że rzeczywistość jest inna, to świadczy to tylko o jego niedojrzałości.

Czyli jesteśmy niedojrzali.
Jeśli uznamy, że człowiek jest istotą czującą – doświadcza potrzeb, impulsów, emocji – i jednocześnie myślącą, to dojrzałość emocjonalna polega między innymi na tym, że jesteśmy w stanie zatrzymać impulsy i poddać je refleksji. Co nie oznacza rezygnacji z jakiejkolwiek z tych części. Nie musimy wypierać emocji i ich tłumić. Ale po to, między innymi, mamy racjonalność by kontrolować emocjonalność.

A jeśli nie nauczyliśmy się jej kontrolować?
To jesteśmy w poważnych tarapatach. Wszyscy. Nasz świat właśnie dlatego jest całkiem „miłym” miejscem do życia, że człowiek nauczył się kontrolować swoją emocjonalność. Bo gdy jej nie kontrolujemy, do głosu dochodzą te wszystkie prymitywne mechanizmy, które naszym przodkom służyły do przetrwania. Dlatego utrzymanie, tej niezwykle delikatnej równowagi, jest tak ważne.

Ale to właśnie pojawienie się „obcych” sprawia, że jest ona zachwiana.
Jedynie wtedy, gdy do sfery emocjonalnej dopuścimy strach, który napędza inne trudne emocje – złość, pogardę, wrogość, aż do nienawiści. I kiedy nie jesteśmy w stanie już tego wszystkiego pomieścić, projektujemy to na innych. W ten sposób przypisujemy „obcym” nasze własne, bardzo negatywne uczucia. 
I nagle jesteśmy przekonani, że to „oni” są wrodzy, niechętni i nienawistni, a nie my.

To bardzo wygodne.
Ale tylko pozornie. Bo uchodźcy przyjdą i pójdą, a my z naszą nienawiścią zostaniemy.

[źródło: http://mediumpubliczne.pl/2015/09/widziales-arabska-dzicz/ ] -> w linku pełny wywiad wraz ze zdjęciami.