W planach były inne notki, o prawdzie, o miłości...
One pewnie też się dziś pojawią, ale najpierw coś innego...
Przed chwilą dotarła do mnie wiadomość, że 2. czerwca zmarł proboszcz parafii pw. św. Andrzeja Apostoła i kustosz Sanktuarium w Wąsoszu Górnym, Ksiądz Krzysztof Jeziorowski, miał 44 lata...
Zna Go każdy pielgrzym Włocławskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, wszyscy którzy szli z grupą Zieloną, Żółtą czy Niebieską pamiętają tego cudownego Kapłana...
Dał się nam, pielgrzymom, poznać jako człowiek o niesamowicie pogodnym usposobieniu, niezwykłej serdeczności i otwartości.
Gościł nas zawsze w przedostatnim dniu pielgrzymki, spowiadał nas podczas Mszy Świętej sprawowanej w kościele parafialnym w Wąsoszu, zawsze mogliśmy tam liczyć na pyszny posiłek i gościnność parafian...
Zawsze żartował, uśmiechał się, pokrzepiał dobrym słowem - a to naprawdę ważne, gdy ma się w nogach tyle kilometrów, często w palącym słońcu, albo w ulewnym deszczu, ważne są takie drobne gesty, świadomość, że ktoś rozumie ten trud pielgrzymowania...
Ksiądz Krzysztof rozumiał go doskonale...
Mam poczucie, że z Jego odejściem skończyło się coś bardzo ważnego...
Wierzę w świętych obcowanie, wierzę, że śmierć to nie koniec, a początek, wstęp do kolejnego etapu, ale jest mi strasznie smutno... Tak zwyczajnie, po ludzku... smutno...
Dziękuję Księże Krzysztofie...
Obiecuję modlitwę... to jedno Zdrowaś, ale najtrudniejsze, bez rozproszenia, tak jak Ksiądz nas zawsze prosił...
"Niech aniołowie zawiodą Cię do raju..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz