Gdyby nie fb, nie byłoby wielu interesujących dyskusji, a przecież nic tak nie kształtuje i nie rozwija jak dyskusja na niebłahe tematy, prawda?
Otóż Drodzy, w Poznaniu trwa Festiwal Malta, podczas którego miał zostać wystawiony spektakl "Golgota Picnic", którego reżyserem jest Rodrigo Garcia... Miał, bo nie został, a wszystko przez to, że organizatorzy bali się tego, co mogłoby się wydarzyć, spektakl budzi bowiem mnóstwo kontrowersji i wywołuje powszechne oburzenie, jakoby był kpiną z Boga, przez co obraża uczucia ludzi wierzących, a do tego jest obsceniczny, nieprzyzwoity i sieje zgorszenie...
To tak w pigułce o co mniej więcej chodzi...
Reakcja moja na wieść o odwołaniu spektaklu była dokładnie taka: "Masakra", a ponieważ zareagowałam tak linkując tę informację na fb sprowokowało to pewną dyskusję:
Amadeusz: Chyba dobrze :DCo w związku z tym, co napisali Panowie?
Karla: Nie. Każdy ma prawo samodzielnie oceniać czy coś jest dla niego gorszące, czy nie. Każdy ma własny rozum.
Amadeusz: Ale biskupi mają obowiązek przeciwstawiania się zgorszeniu, oraz szerzeniu herezji i wyszydzenia z wiary
Piotr: No widzisz Karolino. Cały problem dzisiejszego świata sprowadza się do relatywizmu moralnego czyli dobre jest to co ja uważam za dobre. Tylko ze to prowadzi do absurdu: złodziej tez uważa ze kradzież jest dobra... I tu wcale nie chodzi o zgorszenie tylko o jawną kpiną i szyderstwo z Boga. Dziwne się ze jako chrześcijanka nie widzisz problemu.
No i jeszcze to kłamliwe pierwsze zdanie informacji ze protestowali duchowni... Jakby tylko oni. Praktycznie bez nagłaśniania sprawy udało się zebrać kilkaset tysięcy głosów protestu. Protestowali i dziennikarze i artyści i wielu ludzi świeckich więc...
Ostrzegłam Amadeusza przed używaniem sformułowania o przeciwstawianiu się przez biskupów zgorszeniu... Argument to bowiem słaby, szczególnie, że przeciwstawianie owo zdaje się być (w moim jakże subiektywnym odczuciu) bardzo wybiórcze, jeśli popatrzy się na otaczającą rzeczywistość.
Piotr... Piotr jest księdzem, bardzo Go cenię i szanuję - to człowiek wielkiej wiary i pobożności, inteligentny, a przede wszystkim obdarzony Mądrością.
W kwestii fundamentalnej oczywiście zgadzam się z tym, co napisał - relatywizowanie wartości to zmora dzisiejszego świata (choć problem istnieje już od wieków i sukcesywnie przybiera na sile) i rzeczywiście wychodzą z tego nieraz bardzo absurdalne „kwiatki”, choć nie tylko relatywizm w kwestii wartości prowadzi do absurdu, również takie chociażby konflikty na tle religijnym, no bo czy nie jest tak: Jak muzułmanie zabraniają chrześcijanom budowania kościołów w krajach islamskich- gdzie islam jest religią państwową- to jest bardzo źle, ale jak chrześcijanie nie pozwalają pobudować muzułmanom meczetu w krajach, gdzie nie ma religii państwowej, to już źle nie jest?
Trąci to z deczka absurdem, nie?
No ale mniejsza o konflikty religijne (o nich też tu kiedyś będzie).
Troszkę się na nim zawiodłam jeśli chodzi o użyty argument ilościowy... Niestety, w tym przypadku ilość nie jest tu żadnym argumentem, bo ile w tych kilkuset tysięcy ludzi w ogóle widziało spektakl i wie o co w nim chodzi, a ilu po prostu powtarza to, co gdzieś usłyszało i wydaje im się, że tak właśnie powinno być?
Jeśli idzie o meritum sprawy, czyli o sam spektakl, w opisie na stronie Malty czytamy:
"Golgota Picnic" to jeden z ikonicznych spektakli reżysera – pokazywany był już w wielu krajach, wszędzie wyzwalając wśród widzów duże emocje, od zachwytu i oczyszczenia po oburzenie.
Nawiązując do chrześcijańskiej ikonografii – od Francisco Goi do Rubensa – reżyser organizuje piknik, który jest zarazem ostatnią wieczerzą współczesności. Na scenie silna fizyczna obecność aktorów zderzona jest z projekcjami wideo, muzyką na żywo i nadmiarem rekwizytów – hamburgerowych bułek, które są miękkim dywanem, zwyczajnym fastfoodem zjadanym podczas spektaklu, a także symbolem bezsensownego nadmiaru i nieopanowanej konsumpcji. Świat jawi się w spektaklu jako podszyta pustką orgia posiadania, w której ludzie pozostają zniewoleni we własnej hipokryzji. W tej rzeczywistości sztuka jest jedynie estetycznym dodatkiem.
Spektakl poraża niezwykłym połączeniem krytycznego przekazu, silnych obrazów, muzyki i poezji. Jest ironiczny, obsceniczny i ekscesywny, ale proponuje też sceny wymagające skupienia, pozwalające na wyciszoną kontemplację. Reżyser przekracza konwencjonalne granice gatunków, nie wpada w ideologiczną pułapkę, w fascynujący sposób wykorzystuje za to możliwości medium teatralnego, tworzy fantasmagoryczną wizję piekła, w jakim żyjemy, dając jednocześnie przestrzeń na dystans i autokrytycyzm.
Jak ma się powyższe do samego spektaklu - nie wiem. Nie dane mi było go zobaczyć (i już nie będzie dane), widziałam jedynie trailery, ale ciężko po nich oceniać cokolwiek.
Rodrigo García mówi:
“Każde dzieło teatralne jest ekspresją życia. Przez życie rozumiem ciąg zdarzeń, wspomnień, a także tego, o czym zapominamy – faktów, które wypieramy ze strachu lub ze wstydu. Robimy haniebne rzeczy, a przysięgamy, że nigdy nie zrobiliśmy nic poniżającego; rozmyślnie wymazujemy je z pamięci. Później powracają pod postacią dzieła sztuki i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że tam są. Właśnie dlatego artysta powinien, nawet wbrew sobie, zajmować się tematami delikatnymi i wstydliwymi. Nie powinien ich przemilczać."
Samo bowiem wykorzystanie motywu golgoty czy ukrzyżowania i związanych z nimi konotacji nie jest jeszcze ani herezją, ani bluźnierstwem, ich znaczenie jest bowiem bardzo szerokie.
W ogóle jeśli słyszę w odniesieniu do dzieła sztuki (nie ważne jakiego), że obraża ono czyjeś uczucia religijne, że kpi z religii, z Boga, z wartości, za każdym razem przypominają mi się takie sytuacje:
* Polska premiera filmu „Ksiądz”,
rok 1995, a więc byłam jeszcze gówniarzem, pamiętam jednak bardzo dobrze jak mama
bała się, by ktoś okien w kinie nie powybijał,
taka była wojna wokół tego filmu.
Oto mamy małą, nie bardzo zamożną parafię w
Liverpoolu.
Mamy proboszcza tej parafii, który nie dość że wygłasza lewicujące
kazania to jeszcze sypia z gosposią.
Mamy Grega- młodego księdza który na swoje
nieszczęście jest homoseksualistą i bardzo się stara by nikt się o tym nie
dowiedział.
Mamy uczennicę Grega, dziewczynkę która jest molestowana przez
swojego ojca, o czym Greg wie (ojciec dziewczynki wyznaje to na spowiedzi, ale
raczej by się pochwalić a nie żałować), ale nic nie może zrobić bo związany
jest tajemnicą spowiedzi.
Mamy w końcu „pobożnych” parafian, którzy gdy
wychodzi na jaw fakt, że ich wikary jest homoseksualistą najchętniej spaliliby
go na stosie. Nienawidzą go i jawnie mu to okazują, nie ważne, że Biblia uczy „wybaczajcie
aby wam było wybaczone”, oni wiedzą lepiej… Jedyną osobą, oprócz oczywiście
starego proboszcza, która wybacza Gregowi, jest właśnie ta molestowana przez
ojca dziewczynka, ta, która ma prawo mieć pretensje do księdza, że nie zrobił
nic, choć wiedział…
Nikt z
protestujących przeciw projekcji filmu i obrażonych nie dostrzegł w tym filmie
nic, ponad to, że reżyserka znieważa (?) księży i Kościół… No właśnie... tylko czy rzeczywiście znieważa, bo ja śmiem mieć poważne wątpliwości w tej materii...
* „Apocalipsis cum figuris” (1969, 1971,
1973) – spektakl znakomitego polskiego reżysera teatralnego Jerzego
Grotowskiego, opowiadający
o powrocie Chrystusa, który zostaje przez ludzi brutalnie odrzucony (prorok z
tego Grotowskiego, czy co?).
Spektakl spotkał się z ogromnym oburzeniem ze
strony przedstawicieli Kościoła – bp Bronisław Dąbrowski domagał się w imieniu
całego Episkopatu zdjęcia przedstawienia z afisza, a sam kardynał Wyszyński w
kazaniu w kościele na Skałce nazwał je „prawdziwym świństwem” i publicznie
potępił. Co znamienne, krytyka ta pojawiła się dopiero w drugiej połowie lat ’70,
a co jeszcze bardziej znamienne – ten sam Grotowski w 1998 roku znalazł się w
gronie siedmiu laureatów pierwszej polskiej edycji Międzynarodowej Nagrody Błogosławionego Fra Angelico, których działalność
wzbogaciła obraz kultury polskiej w świecie.
* „Pandora” -spektakl Teatru Formy z Wrocławia, w reżyserii Józefa Markockiego,
powstał na kanwie dramatu "Wariat i Zakonnica" Stanisława Ignacego Witkiewicza. Jest współczesną wizją człowieka uwięzionego i uwikłanego w słabości ludzkiej natury. Mityczna puszka Pandory jest zatem nie tylko symbolem niedoli ludzkiej, ale pełni tutaj rolę mikrokosmosu, w którym przyszło nam żyć. Bohaterowie doświadczają siebie również poprzez pryzmat indywidualnego spojrzenia i stają się mocni w swej słabości, która też staje się formą niewoli.
Spektakl grany był kilka lat temu podczas TURKOSTRADY i pomimo swych niewątpliwych wartości artystycznych i przesłania jakie ze sobą niesie wywołał oburzenie u obecnego na pokazie ks. Szymona J., który zarzucał twórcom, że obrażają i poniżają osoby konsekrowane, a wszystko przez... scenę "erotyczną" wariata i zakonnicy...
W takich sytuacjach mam dylemat, czy śmiać się, czy jednak się rozpłakać...
Żałobę po matce logice noszę już od dawna, ale wciąż mam nadzieję na jej zmartwychwstanie...
Uczono mnie od małego, że nie ocenia się książki po okładce i tyczy się to każdej dziedziny życia, a obracając się od najmłodszych lat w kręgu kultury wiem, że z ocenami dzieł artystycznych trzeba bardzo uważać, przede wszystkim trzeba się zapoznać z ich treścią (obejrzeć, wysłuchać, przeczytać), poznać ich kontekst kulturowy i motywy jakie kierowały twórcami by zrobić coś tak a nie inaczej, w przeciwnym razie można wyrządzić twórcy wielką krzywdę, a przy okazji doprowadzić do absurdów takich jak choćby te opisane powyżej.
Co do samego przedstawienia "Golgota Picnic" jestem bardzo ostrożna w jakichkolwiek ocenach, z prostego powodu – nie widziałam spektaklu, a jedynie trailery, z których ciężko wywnioskować cokolwiek, czytałam opis spektaklu podany przez samego reżysera, ale na podstawie niewielkich fragmentów spektaklu trudno oceniać jak się ma jedno do drugiego i co faktycznie autor miał na myśli.
Natomiast moja reakcja na odwołanie spektaklu była taka a nie inna, bo odebrano mi możliwość i prawo do samodzielnej oceny rzeczywistości, zmuszając do opowiedzenia się po jednej ze stron konfliktu na zasadzie takiej, że nie mogąc dokonać własnej oceny muszę wybrać albo wersję zagorzałych przeciwników- oburzonych i zgorszonych, albo wersję choćby takich ludzi jak o. Tomasz Dostatni [cały tekst dostępny TUTAJ], którzy nie poczuli się zgorszeni tym przedstawieniem, choć dopuszczają możliwość, że inni mogą je odebrać inaczej.
Swoją drogą, to dość schizofreniczna sytuacja, bo z jednej strony niektórzy księża, czy biskupi, potępiają spektakl, a drudzy, szczególnie związani ze środowiskiem inteligencji katolickiej nie mają nic przeciwko niemu... Jak to rozumieć?...
Jeżeli zaś idzie o jawną kpinę i szyderstwo z Boga... cóż... trochę mnie zabolało stwierdzenie Piotra, iż "dziwne, że jako chrześcijanka nie widzę problemu"…
Pech chce, że widzę, tyle, że znacznie mniej oburza mnie i boli szyderstwo i kpina ludzi, którzy być może „nie wiedzą co czynią” (choć oczywiście boli), niż to, co wyprawiają (bez wchodzenia w szczegóły) niektórzy z ludzi, którzy jak najbardziej wiedzą, a w każdym razie powinni wiedzieć co czynią, którzy tak jak ja są chrześcijanami, katolikami, a swoim zachowaniem robią więcej szkody niż niejeden nawiedzony wojujący ateista-antyklerykał…
Czy spektakl „Golgota picnic” jest jawną kpiną i szyderstwem z Boga, czy jedynie artystycznym wykorzystaniem motywu golgoty i konotacji z nim związanych – jak wyżej – nie wiem.
Nie oceniam.
Nie krytykuję.
Nie potępiam.
Nie gloryfikuję...
...bo nie widziałam i nie zobaczę, a wygłaszać sądy na podstawie opinii innych ludzi… nie, na to mi religia nie pozwala…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz