Uczyli... co z tego, skoro rzeczywistość coraz mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że te wszystkie nauki o kant dupy potłuc, skoro nawet ci co uczą mają je gdzieś...
Nauczyli mnie prosto się trzymać
i głowę nosić jak pan.
I karku przed nikim nie zginać -
niech lepiej już skręca mi kark...
Nauczyli, bo taka jest kolej,
lecz pytam, kto rację tu ma?
Czy ten, który pięścią na odlew,
czy ten, co miał rację a padł?...
Nauczyli, że wolność i prawda
najdroższej warte są krwi,
a teraz sam uczę się kłamać -
wszak ten tylko wolny, kto żyw...
Nauczyli i jak tym poradzę
co chcą z nienawiści się wściec,
że wrogom znów przyjdzie wybaczyć -
wszak Bogu wybacza się śmierć...
I uczyli, że miłość zwycięży,
że wierna za życia po grób.
I za plecami oręże
chowali bo wierny to trup...
I uczyli, gdzie mądrość nocuje,
jak złotem opływa i lśni.
A przecież przygarnął ją wujek
co karmi bezpańskie psy...
Nie mam siły o tym pisać, naprawdę... jest mi cholernie smutno, czuję się oszukana, zepchnięta na margines, czuję się jak zaszczute zwierze, jak dojna krowa, która ma być cicho i godzić ze wszystkim, w imię tak zwanej "wyższej sprawiedliwości"...
Wiecie gdzie ja mam taką "wyższą sprawiedliwość"?.... Wiecie...
Dziś Ks. Wojtek Lemański spotkał się ze swoim przełożonym... Jak się to skończyło to zapewne słyszeliście, a jak nie słyszeliście to się zaraz dowiecie... Otóż skończyło się to dla Ks. Wojtka suspensą, co (tłumaczę niezorientowanym) oznacza zakaz sprawowania posługi kapłańskiej i sakramentów św. oraz zakaz noszenia stroju duchownego dożywotnio lub na czas określony...
Pół roku temu w Łodzi miałam okazję, ba, zaszczyt (!) poznać Ks. Wojtka osobiście. To było podczas promocji książki "Z krwi, kości i wiary", o której już Wam pisałam.
Przyznaję, pojechałam na to spotkanie z ciekawości, chciałam się przekonać kim tak naprawdę jest ten ksiądz, którego jedni szczerze kochają, a inni (jeszcze bardziej szczerze) nienawidzą. I spotkałam szczerego, prostego, a co wiele ważniejsze - Wolnego, (prawdziwie Wolnego) Człowieka. Człowieka z jednej strony świadomego swoich słabości, z drugiej zaś w pełni świadomego swej godności, niezbywalnej dla wszystkich ludzi, której to godności gotów jest bronić (myślę, że) za wszelką cenę!
Miałam okazję zamienić z Ks. Wojtkiem parę słów, było trochę refleksji, trochę śmiechu, po wszystkim też i łza mi się w oku zakręciła, ale była to niebywale krzepiąca rozmowa, która pozwoliła mi wierzyć, że "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie..."
Jak pokazuje rzeczywistość - nie będzie... ani przepięknie, ani nawet normalnie...
Jeżeli w Kościele nie ma miejsca dla Ks. Wojtka, to jakim cudem jest w nim miejsce dla kogoś takiego jak ja? Kogoś, kto nie boi się myśleć, kto w związku z tym zadaje trudne i niewygodne pytania?
To raczej nie moje miejsce na ziemi...
Nie mój czas...
Nie moja bajka...
Nie moje kredki...
Ale to nie ważne!
Jestem dumna, że jestem właśnie taka i nie zamierzam się zmieniać! A jeśli to komuś przeszkadza... cóż, trudno, niech idą swoją drogą, a ja pójdę swoją...
Jestem też dumna, że dane mi było osobiście poznać Ks. Wojciecha i mam nadzieję (nadal, choć to już pewnie bezsensowne), że jednak "jeszcze będzie przepięknie"!
Ks. Wojtku... Dziękuję za wtedy w Łodzi i w ogóle za to co robisz, kim jesteś i przede wszystkim... że JESTEŚ!
Mam cichą nadzieję, że może dyskretnie przygarnie go Tygodnik Powszechny i jego słowo nie przepadnie.
OdpowiedzUsuń