sobota, 2 sierpnia 2014

"Himalaje od kuchni", czyli o niezwykłym spotkaniu w Bawełnie...

  
Nie bardzo wiem jak zacząć, ale mówią, że najlepiej zaczynać od początku, zatem niech będzie.
W środę, 30. lipca wybrałam się do Łodzi na niezwykłe spotkanie z niezwykłym Człowiekiem.
Niektórzy zapewne po tytule domyślają się cóż to było za spotkanie, a tym, którzy się nie domyślają już spieszę tłumaczyć.
   Otóż Drodzy moi, stało się tak, że łódzka restauracja Bawełna zorganizowała spotkanie z Panem Piotrem Pustelnikiem :)
Jak się zapewne domyślacie, nie mogło mnie na nim zabraknąć - wszak byłby to grzech zaniechania nie skorzystać z okazji do spotkanie z Mistrzem, a dokładając do tego jeszcze wszystko, co się podczas tego spotkania wydarzyło, byłby to grzech niewybaczalny :)

Spotkanie miało rozpocząć się o godzinie 20:00 (rozpoczęło się z drobnym poślizgiem, ale to w sumie standard przy tego typu imprezach), na miejscu byłam jakieś pół godziny wcześniej. Oczywiście nie rezerwowałam sobie miejsca na sali, bo 1) liczyłam na fart, 2) nie miałam pewności, że uda mi się dotrzeć na spotkanie, zatem gdy znalazłam się na miejscu zastałam niemal pełną salę i wszystkie stoliki albo zajęte, albo zarezerwowane ;) No ale co tam, stwierdziłam że najwyżej ",mój jest ten kawałek podłogi" - w końcu nie takie rzeczy się już robiło. Ale spojrzałam po sali i podeszłam do stolika przy którym siedziała samotna pani. Przywitałam się, zapytałam czy mogę się do niej przysiąść, zgodziła się i... stało się coś, czego nawet ja, będąc osobą jednak otwartą i komunikatywną, nie bardzo się spodziewałam. Zaczęłyśmy rozmawiać i po jakichś 5 minutach zaczęłyśmy mówić sobie po imieniu :)
Ona ma na imię Małgorzata i z wykształcenia jest anglistą. Okazało się, że nie tylko filologiczne wykształcenie jest naszą nicią porozumienia. Ona też lubi fotografię, sztukę, naturę i życie pełnią życia, a nie tylko z dnia na dzień. W przeciwieństwie do mnie to było Jej pierwsze spotkanie z Panem Piotrem, ale podobnie jak ja zafascynowała Ją sylwetka tego Człowieka, stąd Jej obecność na spotkaniu i chęć zobaczenia i posłuchania na żywo osoby, którą do tej pory znała tylko ze zdjęć i publikacji...
   Samo spotkanie to nie była taka zwyczajna opowieść o górach, streszczenie 20 lat życia i mordęgi na himalajskiej "drodze krzyżowej", ale o tym, jak wygląda życie na wyprawie, co się dzieje z człowiekiem gdy pojawia się w Katmandu, o kulturze Nepalu, o zwyczajach i o jedzeniu :)
Co ciekawego od strony kulinarnej czeka przybyszów w Nepalu to ja Wam, Drodzy nie napiszę. Nie dlatego, że nie słuchałam, ale dlatego, że to całe mnóstwo rzeczy często niezwykłych - moglibyście mi nie uwierzyć, i co wtedy? ;)
  Jeśli już o jedzeniu mowa, każdy z gości miał okazję słuchając Pana Piotra skosztować również przygotowanej wg tradycyjnego przepisu (którego niestety jeszcze nie poznałam) tybetańskiej herbaty :)
Herbata, mleko, przyprawy, w każdym razie smakowało wybornie :)
Można też było spróbować tybetańskich pierożków. Kochani, mówię Wam, cudo! Były naprawdę przepyszne!
Tak więc popijaliśmy tybetańską herbatkę, zajadaliśmy pierożki, słuchaliśmy, oglądaliśmy zdjęcia, a później także filmy. Była "Krótka relacja z wyprawy" - zrealizowany przez Darka Załuskiego film z wyprawy na Annapurnę od południa; znany Wam już z jednej z wcześniejszych notek film "Annapurna na lekko" oraz film z wyprawy na K2.
Każdy z nich opatrzony rzecz jasna komentarzem Pana Piotra - pełnym charakterystycznego dla Niego humoru, dystansu, ale i refleksji.
Jak sam powiedział filmy te pokazują jak się przegrywa, jak trzeba zmagać się z przeciwnościami "bo przegrywać trzeba umieć. Wygrywać każdy głupi potrafi..." - najprawdziwsza prawda! Zresztą Pan Piotr jest człowiekiem, którego góry najwyższe nie raz uczyły przegrywać, nie raz wystawiały na ciężką próbę Jego siły, zdrowie, odwagę, nie raz sprawdzały Jego człowieczeństwo i wytrwałość. A On z każdej z tych prób wychodził zwycięsko, nawet jeśli góra okazywała się silniejsza (a bo to żeby raz...).


Bardzo się cieszę, że dane mi było wziąć udział w tym spotkaniu, że znów mogłam zobaczyć i posłuchać Pana Piotra na żywo, w dość mimo wszystko kameralnym gronie (porównując to z ASP na Przystanku Woodstock, czy festiwalami górskimi to była nas garstka), kolejny raz zobaczyć wspaniałe, nie raz zapierające dech w piersiach zdjęcia z Himalajów, obejrzeć film z K2, którego dotąd nie widziałam, no i chwilę z Panem Piotrem porozmawiać (z tego ostatniego cieszę się najbardziej).
Mądrego człowieka zawsze przyjemnie posłuchać, a gdy to na dodatek jest człowiek, który jak Piotr Pustelnik ma na swoim koncie takie osiągnięcia i tak niesamowite doświadczenia, a przy tym jest dobrym, skromnym, otwartym, serdecznym i sympatycznym człowiekiem, z dystansem do siebie i tego, czego doświadczył - wówczas przyjemność jest jeszcze większa!
Mam nadzieję, że nie było to ostatnie tego typu spotkanie, i że jeszcze kiedyś dane mi będzie przeżyć takie wspaniałe chwile, w tak doborowym towarzystwie jak teraz :)

Jeśli już o przyjemnościach mowa, to trochę się Wam nachwalę, a co! Kto biednemu zabroni bogato żyć? ;)
Wspominałam o tybetańskich pierożkach, oto i one! Malutkie, mięciutkie, ciasto rozpływało się w ustach, a farsz był cudownie aromatyczny :)
I była to jedyna okazja by ich spróbować, na co dzień bowiem próżno ich szukać w karcie Bawełny, choć uważam, że wprowadzenie ich na stałe do menu byłoby znakomitym pomysłem - ja na pewno przy okazji wizyty w Bawełnie zamawiałabym je w każdej ilości! No wie, mówię jak straszny łakomczuch, ale trochę jestem łakomczuchem, lubię dobre jedzenie, a pierożki były wyśmienite!
A to nie koniec przyjemności ;)
Były jeszcze wspaniałe koktajle: truskawkowy i szpinakowy (tak, koktajl ze szpinaku, a czemu nie, skoro Chef Amaro robi serniczek z borowików i lody ze świerku, to czemu ktoś miałby nie zrobić koktajlu na bazie szpinaku? ;D)
W ogóle te koktajle to była podwójna przyjemność, bo nie dość że były wprost cudowne, aromatyczne i fantastycznie zimne (co przy poprawce na upał jaki panował w środę jest niebywałą zaletą) to były jeszcze darmowe!
Ale nie dla wszystkich, o nie, tylko dla mnie i Małgosi!
Ma się to szczęście w życiu!
Serio mówię, dostałyśmy koktajl całkiem za friko, ponieważ bardzo długo musiałyśmy na niego czekać. Złożyłyśmy zamówienie tuż przed projekcją filmów, a okazało się, że podczas projekcji nie można używać blendera bo zbyt głośno pracuje. Kelner poinformował nas o tym i zaproponował dwa rozwiązania - albo zamówimy sobie jakiś inny napój, niewymagający użycia blendera, albo poczekamy na zakończenie projekcji. Wybrałyśmy tę drugą opcję i jak widzicie - opłacało się! ;)

A oto i zwieńczenie przyjemności środowego wieczoru:
dedykacja od Pana Piotra :)

 I wspólne zdjęcia z Mistrzem autorstwa Małgosi, której serdecznie dziękuję, bo są naprawdę świetne!

To był naprawdę niesamowity wieczór!!! Mam nadzieję jeszcze choć jeden taki przeżyć, może wtedy uda się obejrzeć "Snow Story" - film Darka Załuskiego o wyprawie Piotra Pustelnika na Manaslu.
Gdy powiedziałam Panu Piotrowi, że to chyba jedyny film z Jego wypraw którego nie widziałam, odpowiedział z uśmiechem: "mam go na płycie", na co ja z jeszcze większym uśmiechem odparłam: "no to może przy następnym spotkaniu się uda" :)
Kto wie!
Zatem do następnego takiego spotkania! :)

*część zdjęć zaczerpnięta z: Himalaje od kuchni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz