sobota, 9 sierpnia 2014

Religia do wiary niekoniecznie potrzebna...

   Dziwi tytuł? Tak myślałam, bo większość ludzi nie uznaje tego twierdzenia. Czy słusznie?
Cóż, nie mnie to oceniać, zresztą, nikomu nie powinno przyjść to do głowy (ocenianie w sensie), bo nikt z nas nie wie jak jest naprawdę, wierzymy że jest tak, czy inaczej, ale wiara i wiedza to rzeczy dość odległe od siebie.

   Większość ludzi, których spotykam uważa, że jak ktoś nie jest wyznawcą żadnej religii to nie wierzy w Boga, nic bardziej mylnego...
Areligijność podobnie jak ateizm może mieć różne przyczyny - może wypływać z wychowania, może też być wynikiem autonomicznej decyzji, poprzedzonej długimi poszukiwaniami.
Znam kilka takich osób, a z jedną bardzo się przyjaźnię i właśnie o Niej trochę Wam napiszę.
[Wie, że ta notka powstanie i wyraziła na to zgodę, poza tym, nie padnie tu Jej imię, a jedynie pseudonim, którego my, przyjaciele, używamy w relacjach z Nią.

   SHADOW, bo tak brzmi Jej pseudonim, jest dziewczyną kilka lat starszą ode mnie i znacznie bardziej niż ja doświadczoną prze życie... 4 lata temu została wdową, jej mąż, a nasz najlepszy kolega, zmarł w wieku 30 lat po tym jak przeszedł rozległy zawał serca. Niewiele wcześniej stracili ukochanego psa, którego na spacerze w okolicach starych sadów ktoś dźgnął nożem. W domu... w domu miała przekichane już od wczesnego dzieciństwa. Ochrzczona jak większość dzieci w tym kraju, dość szybko zaczęła odkrywać, że coś tu nie gra, że to, czego uczą w szkole na religii, to, co ksiądz opowiada na kazaniu pozostaje w znacznej rozbieżności z rzeczywistością. Szybko więc pojawiły się u Niej wątpliwości, a wraz z wątpliwościami niewygodne dla większości pytania, na które młodziutka jeszcze wówczas Shadow próbowała znaleźć odpowiedzi. Zbywano ją oczywiście wytartymi sloganami, czasem wyzywano od bezbożników i załamywano ręce nad tym, że jak to możliwe, że rośnie z niej jakiś "szatanista" albo jeszcze co gorszego...
Tak mili moi, rodzice Shadow to fanatycy religijni najwyższej próby - pierwsza ławka w kościele, ręce równo złożone jak ustawa przewiduje, galeria religijnych obrazów na ścianach, religijne rozważania czytane dziecku zamiast bajek na dobranoc...

Podczas jednej z naszych rozmów Shadow powiedziała mi, że tak naprawdę to chyba nigdy nie wierzyła w to wszystko, nie przemawiały do Niej te wszystkie obrzędy, nie rozumiała jak można mówić, że cześć należy się tylko Bogu, skoro czci się na równi zwykłych śmiertelników, którzy owszem, wykazali się jakimiś nadzwyczajnymi cnotami, czy mądrością, ale byli tylko ludźmi... Próbowała znaleźć odpowiedź we Mszy Świętej, w Eucharystii, uczono Ją, że to wielka, wspaniała Tajemnica, ale dziecko widziało, że ksiądz, który od Niej i innych dzieci, które jeszcze niewiele z tego pojmowały, wymagał szacunku dla tej "wielkiej Tajemnicy" sam tego szacunku miał wobec owej Tajemnicy raczej niewiele. I znów pojawił się dysonans, bo z jednej strony czuła obecność Boga, z drugiej - męczył ją ten cały teatr gestów, słów i obrzędów.
Zaczęła szukać własnej drogi, a zaczęła od zaniechania typowych katolickich praktyk religijnych. Zamiast siedzieć w kościele chodziła do lasu, wolała zamiast księdza słuchać śpiewu ptaków, szumu drzew, zamiast wpatrywać się w obrazy świętych wolała patrzeć w niebo, w słońce, podziwiać przyrodę - w niej odnajdywała prawdziwy spokój, doświadczała pewności, że nie jest sama, czuła moc, która ją przenikała, potężną, a jednocześnie łagodną i czułą; zamiast wyuczonych na pamięć formułek modliła się własnymi słowami, albo po prostu milczała...

"Tam znalazłam Boga... w tym lesie, w drzewach, w kwiatach... Czułam że jest w każdym liściu, w każdym źdźble trawy, że stworzył i przenika to wszystko. Przenikał też mnie... właśnie wtedy poczułam, że jestem Jego, a On jest mój, ja jestem w Nim, a On jest we mnie... Nie potrzebowaliśmy słów... Nie trzeba było nic mówić..." - opowiedziała mi kiedyś, a mnie urzekła ta opowieść...

Rodzice byli jednak mniej zachwyceni. Słyszała nie raz, że szatan ją opętał, że jest wyrodna, niewdzięczna, że oni dla niej tyle, a ona tak im się odpłaca, że będzie się w piekle smażyć, bo zdradziła Boga itd. itp.
Wyprowadziła się z domu zaraz po maturze, zaczęła studia, znalazła pracę, w domu pojawiała się tylko sporadycznie. Wreszcie poznała Arka, pokochali się od pierwszego wejrzenia. On był z zamiłowania realizatorem dźwięku, grał też na perkusji i gitarze, Shadow okazała się mieć świetny słuch, genialny głos, a przy tym była multiinstrumentalistką - wszystko do siebie pasowało. Pobrali się, zamieszkali razem z rodzicami Arka, którzy traktowali Shadow jak własną córkę. Ze swoimi rodzicami widywała się w Święta, ale i tak każda wizyta kończyła się kłótnią światopoglądową, bo nie potrafili oni ani zrozumieć, ani nawet uszanować jej wyboru. Po śmierci Arka widziała się z nimi może 2-3 razy, teraz nie widuje się wcale, zerwała z nimi wszelki kontakt, mieszka z teściami, którzy kochają ją jak własne dziecko, wychowuje młodego owczarka niemieckiego o imieniu Ammit i... jest szczęśliwa.

"Czasem mi smutno i nie mam siły się modlić, nie umiem z Nim rozmawiać, nie umiem ani znaleźć słów, ani skupić myśli... Wtedy siadam z Ammitem, przytulam się do niego, patrzę mu w oczy i z nim rozmawiam, bo przecież on też jest Jego dziełem, cząstką tego wszystkiego i ma w sobie Jego tchnienie... Odnoszę często wrażenie, że Ammit mnie rozumie, że dokładnie wie, o czym mówię... Jest mi dobrze. Mam Ammita, mam kochanych teściów, mam was, studio i instrumenty. A co najważniejsze... jestem wolna! Jestem prawdziwie sobą i On jest ze mną..."

Każde spotkanie i rozmowa z Shadow jest dla mnie niesamowitym doświadczeniem, bo jest Ona osobą o niewiarygodnie głębokiej duchowości (podobnie jak Paulina). Widać, że naprawdę wierzy i jej relacja z Bogiem jest bardzo głęboka, choć nie bierze udziału w żadnych religijnych praktykach. (pomijając tych kilka Mszy Świętych na których była, ale to były wyjątkowe Msze, sprawowane przez wyjątkowego Kapłana, o którym Shadow powiedziała, zanim w ogóle go poznała i zobaczyła, że jest dobrym człowiekiem, a wywnioskowała to tylko z brzmienia jego głosu - ma dziewczyna dar, naprawdę...) Nie mówi o Bogu że jest jakiś (dobry, zły, etc.), mówi o Nim że JEST, to wystarczy.

"Jak mogę mówić czy jest dobry czy zły? Przecież nie wiem, moja wiedza o Nim nie jest nawet połowiczna, a mój osąd bardzo powierzchowny i ułomny. Jego przecież nie da się opisać ludzkimi kategoriami..."

Cóż więcej trzeba?...

Shadow, dziękuję że jesteś!
Mam nadzieję, że przeczytasz i coś dopiszesz ;)

1 komentarz:

  1. A cóż ja mogę dopisać...
    Może tylko tyle, że brakuje mi tych wyjątkowych Mszy, sprawowanych przez tego Wyjątkowego Kapłana... No i nachwaliłaś mnie tu, że nie wiem... "multiinstrumentalistka, świetny słuch, genialny głos..." - zaraz tam genialny...robię co mogę :)

    Dla mnie spotkanie z Tobą też jest niesamowitym doświadczeniem :)
    Szkoda, że tak ciężko znaleźć nam na nie czas...

    Niech Cię Jasność przytuli :*

    Pozdrawiamy
    Sh... i Ammit

    OdpowiedzUsuń