środa, 7 maja 2014

"Jarmark trwa - bez aktu kaźni smak życia nie byłby wyraźny..."

Intrygujące?
Kaczmar. "Zakopywanie głowy".
Poetycki komentarz do pewnego zdjęcia opublikowanego przez Agence France Presse [lojalnie ostrzegam, że zdjęcie zdecydowanie dla osób pełnoletnich i raczej odpornych].
Dlaczego w ten sposób?
Z dwóch powodów.

  Po pierwsze dziś przypada 10 rocznica śmierci ikony polskiego reportażu wojennego - Waldemara Milewicza, który zginął w Iraku, gdy samochód polskiej ekipy dziennikarzy jadącej z Bagdadu do Karbali i Nadżafu ostrzelano z broni maszynowej. Razem z Milewiczem zginął algierski montażysta z polskim obywatelstwem Mounir Bouamrane, a operator kamery Jerzy Ernst został ranny.
Był zawsze tam, gdzie działo się coś złego, relacjonował wydarzenia z terenów konfliktów zbrojnych oraz wielkich katastrof. Prowadził reportaże m.in. z Bośni, Czeczenii, Kosowa, Abchazji, Rwandy, Kambodży, Somalii, Etiopii, Rumunii, Turcji i Hiszpanii. Doskonale pamiętam jego serię reportaży pt. "Dziwny jest ten świat". Był naprawdę wybitnym reporterem i korespondentem, zawsze uczciwie i rzetelnie ukazywał okrucieństwa wojny i dramat ludzi, którym przyszło zmierzyć się z wojenną rzeczywistością.

Piszę to po części dlatego, że Waldemar Milewicz zasługuje na pamięć, ale nie tylko dlatego...
Było po pierwsze...
Po drugie - po tragicznej śmierci Milewicza rozgorzała dyskusja o etyce dziennikarskiej i etyce mediów, a wszystko za sprawą SUPER EXPRESSU, który na pierwszej stronie opublikował zdjęcie zabitego dziennikarza.
Wszyscy byli święcie oburzeni (słusznie zresztą), że to niegodne, podłe, obrzydliwe, że dziennikarze zachowali się jak hieny, żerujące na tragedii, byleby tylko zwiększyć sprzedaż...

Dlatego zaczęłam od piosenki Kaczmara i zdjęcia AFP, zdjęcia, notabene z 2000 roku...
Obserwując polskie media, zresztą media w ogóle, odnoszę wrażenie, że pytanie o etykę mediów i etykę zawodu dziennikarza jest nadal bardzo aktualne...
Czy istnieje jeszcze w ogóle jakaś granica, której nie wolno przekroczyć, jeśli chodzi o korespondencję wojenną?
Czy widzowie mają jeszcze jakiekolwiek granice, które powstrzymują ich od oglądania pewnych obrazów i w ogóle od tolerowania tych obrazów w mediach?
Czy abyśmy mieli świadomość okrucieństwa jakim jest wojna potrzebujemy oglądać "odciętą głowę na łopacie"? Bez tego wojnę potraktujemy jak sielankę? Naprawdę?
Czy faktycznie "bez aktu kaźni smak życia nie byłby wyraźny"?
Kaczmar napisał w przywoływanym tekście "Porządny jarmark jest nieważny, bez niezbędnego miejsca kaźni. Prawdziwy bukiet bytu tworzy ostra przyprawa szczerej grozy. Kantor, szulernia szynk, kaplica i szafot - oto pełnia życia! Za pełnie życia śmierci haracz - jest kapłan, otchłań i ofiara! [...]byle utopia spadła z karku, każda się sprzeda na jarmarku, bo jarmark trwa..."
Czy rzeczywiście już wszystko można sprzedać? Nawet cierpienie i śmierć? I czy tylko tak poczujemy pełnię życia - patrząc na śmierć i cierpienie innych?

Stawiam te pytania, ale jak widzicie nie udzielam na nie odpowiedzi...
z jednego powodu...
odpowiedzi na nie są zbyt przerażające...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz