sobota, 26 kwietnia 2014

Kanonizacyjny zawrót głowy, czyli nie dajmy się zwariować...

Już słyszę te głosy oburzenia, jaka to jestem niedobra, jaka bezbożna i w ogóle w piekle żywcem powinnam się smażyć.
Spokojnie Kochani, nie będzie aż tak źle.

Jutro dzień kanonizacji papieży - Jana XXIII i Jana Pawła II. Dzień ważny szczególnie dla katolików i niewątpliwie warto się na niego przygotować. To jednak, co od kilku dni dzieje się wokół jutrzejszych uroczystości, cała ta medialna wrzawa i ten wielki jarmark na którym można kupić wszystko co tylko z papieżem (szczególnie z Janem Pawłem II) związane, a co nierzadko jest najzwyklejszym kiczem najpodlejszego sortu, jest czymś co mnie osobiście do całej tej uroczystości zniechęciło... 
Filmy, reportaże, wywiady, zdjęcia, specjalne wydania wiadomości na żywo z Watykanu i z Krakowa, i z Wadowic, i zewsząd po prostu, sprawiają, że dostaję mdłości...

Od razu przypomina mi się książka Piotra Czerskiego pt. "Ojciec odchodzi", wydana nakładem Korporacji Ha!art w 2006 roku. 
Jeśli chodzi o gatunek książka ta stanowi połączenie dziennika, bloga, kroniki, wspomnień, eseju, humoreski i powieści środowiskowej, z elementami powierzchniowej rozprawy teologiczno-filozoficznej.
Jest to krytyczna minipowieść o tzw. "pokoleniu JP2 (Dżej Pi Tu). Ukazuje obraz społeczeństwa polskiego w Krakowie w zestawieniu z obrazem przekazywanym przez media. 
Oto mamy dzień 1 kwietnia 2005 roku, główny bohater - ateista - przyjeżdża na stypendium do Krakowa. Niczym mityczno Odyseusz wędruje po krakowskich mieszkaniach i przepełnionych knajpach, gdzie raczy się alkoholem i prowadzi, z przedstawicielami miejscowej młodej inteligencji oraz obcokrajowcami, rozmowy o Papieżu, o sprawach ostatecznych, jak i tych całkiem błahych. 
Przy tym jest on nieodmiennie zaskoczony masowymi eventami i w sposób krytyczny portretuje medialny wizerunek społeczeństwa, które na ekranach, monitorach i w słuchawkach śledzą śmierć na żywo... którym na ekranach, monitorach i w słuchawkach umiera Ojciec...
Znajdujemy tu zatem słynne okno na Franciszkańskiej, Mecze Pokoju, Marsze Milczenia...
Szczerze polecam tę książkę. Warto ją przeczytać, a później wejrzeć w głąb siebie i zapytać się, szczerze, pogadać ze swoim sumieniem - czy to przypadkiem nie jest też książka o mnie?...

Gdy patrzę na to wszystko, co dzieje się w mediach, w parafiach, jak ludzie, podnieceni, pełni euforii opowiadają o Papieżu-Polaku, jacy są zafascynowani bo się tak ładnie i serdecznie uśmiechał, bo się tak pięknie modlił, bo tak dużo i pięknie mówił o Bogu, o Miłości i Prawdzie, zastanawiam się ile w nich jest z tego, czym się zachwycają... 
Czy przeczytali choć jedną papieską encyklikę, choć jedną książkę, czy sami potrafią, lub chociaż próbują, być tacy serdeczni dla innych ludzi, obcych, innego wyznania, o innym światopoglądzie, czy umieją żyć modlitwą, tak naprawdę ją przeżyć, jako osobiste spotkanie z Najwyższym?
Jak wielu z nich to katolicy od wielkiego święta, którym sakramenty i Msza Święta wystarczą raz na rok, czy raz na lat kilka, lub przy okazji jakichś rodzinnych uroczystości? 

Pomniki Jana Pawła II wyrastały jak grzyby po deszczu, choć on sam mówił wielokrotnie, że nie chce pomników, że ich nie potrzebuje, że lepiej pomóc za te pieniądze tym, którzy tej pomocy najbardziej potrzebują. Wszyscy jednak wiedzieli lepiej...

Jan Paweł II był zawsze człowiekiem niesłychanie skromnym, żyjącym blisko Boga, ciekawi mnie jak zareagowałby gdyby widział to, co się teraz dzieje, tę cześć, niemal boską, jaką mu się oddaje... 

Rozumiem - szacunek, miłość, bo zapewne na nie zasłużył, jednak to co widzę teraz... dla mnie to bałwochwalstwo w czystej postaci... 
Przepraszam jeśli kogoś tym uraziłam, ale naprawdę innego określenia na to znaleźć nie umiem...
Bo jak nazwać postawę kiedy pada się na kolana przed relikwiami człowieka - nawet jeśli był to człowiek wielkiej pobożności, a przechodzi się obojętnie obok Najświętszego Sakramentu, który dla chrześcijan jest, a w każdym razie być powinien, największą świętością, najwspanialszym darem jaki Jezus Chrystus pozostawił swojemu Kościołowi, bo czy mógł pozostawić coś więcej niż samego siebie?
Jutro w wielu kościołach w Polsce (i nie tylko w Polsce) ludzie będą się modlić przed relikwiami Jana Pawła II, będę je całować i oddawać im cześć na różne sposoby, a ilu z nich, na co dzień, oddaje taką cześć Chrystusowi w Najświętszym Sakramencie? 
Ilu z nich przychodzi do Niego, by w natłoku codziennych spraw i obowiązków zatrzymać się na moment, na krótką modlitwę, czy chwilę adoracji Boskiego Więźnia, który zamknięty w złotej klatce tabernakulum czeka na nich z tęsknotą i zawsze otwartymi ramionami?...

Nie napisałam tego wszystkiego by kogokolwiek obrazić. Ludzie, którzy mnie znają wiedzą, że nie wydaję powierzchownych sądów. 
To po prostu moje odczucia...

 

4 komentarze:

  1. Ja mam dzisiaj autentycznie dość. Nie ważne, że wszelkie inne rzeczy zeszły na dalszy plan, że w wiadomościach publicznych żaden inny temat nie istnieje, a ludzi o innych poglądach religijnych traktuje się tak jakby nie mieli nawet prawa głosu i nie ma żadnej sensownej medialnej alternatywy na ten weekend i autentycznie czuję się dzisiaj osaczona (wyłączyłam, radio i telewizor, to sąsiedzi przez ścianę mnie uraczyli nawet "kolędami śpiewanymi dla papieża" - w kwietniu - nie wiem skąd oni to wzięli) - najgorsze jest to, że gdy chciałam dowiedzieć się czegoś o porwanej misji OBWE, dowiedziałam się na jakiej papież spał poduszce i w jakim góralskim kubraczku chodził. No przepraszam, ale to już jest lekka paranoja. Czy jutro będziemy na etapie, informacji o kolorach długopisów preferowanych przez Jana Pawła II? Jakie to ma, tak naprawdę znaczenie? To jest wręcz obraźliwe, dla osoby tego formatu, co Karol Wojtyła, to jest robienie z zasłużonego Polaka, celebryty rodem z Big Brothera. Zgadzam się z tym co napisałaś, ale ja powiem ostrzej dla mnie to jest w jakiś 90% festiwal obłudy, przynajmniej w wykonaniu mediów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czuję się osaczona... Naprawdę, dziś to jak zaszczute zwierzę... Bardzo Ci współczuję... Jednocześnie cieszę się, że kanonizacja już jutro, więc będzie (daj Boże) tendencja spadkowa euforii, kremówek i innych papieskości...
      Szkoda, że przy całej tej medialnej wrzawie wokół JPII tak niewiele mówi się o Janie XXIII który też był ważną postacią...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie, jakby prawie nie istniał w tym całym szumie... Ale o nauce JP II też się nie mówi, bo ważniejsze są jego szczoteczki do zębów. Co ciekawe na całym świecie Jan XXIII ma "aż" 8 pomników. Taka skala porównawcza. 8 pomników JPII jest chyba w samej tylko Łodzi.

    OdpowiedzUsuń