Święta, święta i po świętach, jak to zwykliśmy mawiać.
Fakt, święta były, ale się skończyły, znów trzeba wrócić do pracy, do szkoły. Były jajka, żółciaste kurczaki, puchate barany i kłapouche króliki, wszystko jak należy, teraz zaś pora wrócić do normalności...
Dla mnie święta Wielkiej Nocy są czasem wyjątkowym. Jak pisałam kilka notek niżej, są to najważniejsze święta w kalendarzu chrześcijańskim. Ja także traktuję je bardzo poważnie i staram się do nich jak najlepiej przygotować, przede wszystkim od strony duchowej, bo uważam, że to ona jest w tym przypadku najistotniejsza. Oczywiście, okna też pomyłam, pomogłam posprzątać w domu, ale nie uważam, żeby Bóg był aż tak małostkowy, i będzie Mu przeszkadzało, że wazon którego się używa raz na ruski rok będzie akurat trochę przykurzony, albo będzie nieodkurzone za meblami... Nie popadajmy w paranoję...
Fakt, nie udało mi się od tej paranoi uchronić w domu... cóż, pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da, szczególnie kiedy mieszka się z bliskimi a nie samemu, to nie da się tym bardziej... Zdarzyło się więc kilka spięć bo firanka ma za małe zakładki, albo ciasto wyrabiane było mikserem na zbyt niskich obrotach, albo "jakbym sama to robiła to byłoby dobrze!" - ot, nic nieznaczące pierdoły, które co prawda podnosiły ciśnienie, sprawiały nieraz przykrość, ale na krótko.
Dużo większą przykrość sprawiło mi jednak to, co winno być centrum i ukoronowaniem tych wszystkich przedświątecznych przygotowań, a mianowicie liturgie Triduum Paschalnego...
Szczerze, naprawdę szczerze - dawno nie widziałam i nie uczestniczyłam w tak źle przygotowanej liturgii. Zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek z biorących w nich udział (księża, ministranci, ceremoniarz) zadał sobie trud przeczytania komentarza odnośnie tego jak co po kolei w każdej z nich wyglądać powinno; zdaje się, że nie, a jeśli jednak tak to widać czytanie ze zrozumieniem nie jest ich najmocniejszą stroną...
Wiele było, zwłaszcza w Wielki Czwartek, mowy o Eucharystii, o tym jak jest (powinna być) ważna dla każdego chrześcijanina; niestety, z perspektywy tego, co działo się później trudno nie odnieść wrażenia, że było to tylko strzeliste, a jakże, ale jednak pustosłowie, garść gładkich sloganów, żeby trochę napompować atmosferę, nic więcej... A szkoda...
Drodzy księża, jak już bardzo chcecie podczas Mszy Świętej wykorzystywać Kanon Rzymski, to na Jasność, przeczytajcie sobie komentarze jakie do niego przygotowano. To bodaj najpiękniejsza, a w każdym razie najbardziej uroczysta Modlitwa Eucharystyczna, w której mnóstwo jest nie tylko słów, ale i dodatkowych gestów, które pojawiają się tam wcale nie przez przypadek i nie można ich traktować wyłącznie jak teatralnego dodatku, co niestety w tym roku miało miejsce, bo gesty uznano za zbędne, by je w ogóle wykonywać (lub, co równie prawdopodobne - najzwyczajniej w świecie o nich zapomniano), jakikolwiek był powód - jest to dowód niedbalstwa, a może i ignorancji celebransów, co w ogóle nie powinno mieć miejsca, w szczególności zaś podczas takiej liturgii jak Liturgia Wieczerzy Pańskiej - kiedy to wspomina się ustanowienie sakramentów Eucharystii i Kapłaństwa...
Wielki Piątek, jedyny dzień w roku kiedy Kościół nie sprawuje Eucharystii, kiedy oczy wszystkich chrześcijan zwrócone są na Krzyż... Tego dnia Kościół zanosi do Boga modlitwy za cały świat, za wszystkich ludzi, wszystkie stany, bo za każdego bez wyjątku Jezus Chrystus oddał życie.
Przede wszystkim zaś adoruje się Krzyż.
Obrzędy przewidują dwie formy adoracji Krzyża, które stosuje się w zależności od okoliczności. Bez względu jednak na to jaką forma zostanie wybrana, zasadnicza część adoracji wygląda podobnie: odsłaniając Krzyż kapłan śpiewa "Oto drzewo Krzyża na którym zawisło Zbawienie świata", a wierni odpowiadają "Pójdźmy z pokłonem" po czym WSZYSCY klękają (na oba kolana!) i w ciszy przez chwilę oddają cześć Krzyżowi. Wszystko powtarza się trzykrotnie...
Nigdy, a żyję już na tym świecie prawie 28 lat i na niejednej Liturgii Męki Pańskiej byłam, przenigdy nie widziałam by przy odsłonięciu i ukazaniu Krzyża stano... a w tym roku proszę, niespodzianka!...
I znów moje pytanie - komentarz do Liturgii był za długi? Ceremoniarz zapomniał ręką kiwnąć?
Na prezbiterium było czterech kapłanów sprawujących Liturgię (choć w zupełności wystarczyłby jeden) i żaden z nich nie wpadł na to, że ukazanie Krzyża to jest właśnie ten moment kiedy kolana zgiąć się powinny w zasadzie automatycznie... A tak ksiądz ze zdziwioną i bezradną miną popatrzył na lektora, który klękać nie mógł bo trzymał głównemu celebransowi książkę i... no i nic... Księża stoją, ministranci patrzą na księży i też stoją, ludzie patrzą na księży i ministrantów i stoją również, a jakże, wszak przykład idzie z góry...
Przykro... Bardzo przykro...
Ale chyba nic nie przebije pozostawienia w kruchcie zasłoniętego Krzyża...
Po zakończeniu Liturgii przechodziło obok niego co najmniej dwóch księży i to po kilka razy (jacyś tacy bardzo ruchliwi byli tego wieczoru), wszyscy ministranci i lektorzy zapewne i ceremoniarz Liturgii, i żadnemu nie rzucił się w oczy ten kawał wściekle fioletowej tkaniny, wiszący na ścianie...
I tak, przed prezbiterium stoi odsłonięty Krzyż - ten, który odsłaniano podczas Liturgii, Najświętszy Sakrament przeniesiony już do Grobu Pańskiego, a tu, w głównej kruchcie wisi sobie Krzyż, całkiem spory i... oczywiście zasłonięty, a jakże...
Krzyż został odsłonięty dopiero ok. godziny 1:00 może 1:30 w nocy, i zbłądzi ten, kto pomyśli, że odsłonił go ksiądz, któremu coś się nagle wydało (słusznie zresztą) nie tak... Nie Zacni i Kochani, krzyż odsłonił lektor, który przyszedł w nocy na czuwanie i jako że człowiek z niego bardzo ogarnięty nie wytrzymał i fioletową szmatę z Krzyża ściągnął... Gdyby nie on pewnie do Wigilii Paschalnej by tam wisiała...
I tak oto dotarliśmy do Liturgii Wigilii Paschalnej - najważniejszej i najbardziej uroczystej Liturgii podczas całego roku liturgicznego.
Wiele w niej symboli, bo i ogień, i paschał symbolizujący zmartwychwstałego Chrystusa - Światłość świata, jest i woda, będąca symbolem odrodzenia...
Nie czepiam się walorów artystycznych wykonania Orędzia Wielkanocnego, czy poszczególnych psalmów responsoryjnych (a jest ich Drodzy niezorientowani aż 8), nie czepiam się tego, że komuś się trochę przy czytaniu język poplątał albo ktoś przeczytał więcej niż powinien - spoko luzik, stres, rozumiem, sama przez to przechodziłam. Ale na litość Jasności, czy połowa psalmów musiała być śpiewana na melodię najzwyklejszą ze zwykłych, kiedy każdy powinien być (tak mnie uczono) śpiewany na inną melodię? Czy nie można było tak dobrać osób śpiewających by każda z nich zaśpiewała inną melodię?
Zastanawiam się, po cóż kazano ludziom przyjść do kościoła ze świecami, skoro większość zapaliła je tylko raz, wtedy gdy do świątyni wnoszono paschał? Dlaczego przed odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych nikt nie zszedł do ludzi i nie przyniósł im ognia od paschału? W końcu chyba o to chodzi, czyż nie?
I pytanie najważniejsze - dlaczego na wszystko co dobre, podczas tak uroczystej Liturgii nie wykorzystano Kanonu Rzymskiego? Czy naprawdę dlatego, że (jak mi powiedział jeden z lektorów) "za długo już by było"?
Na procesję rezurekcyjną nie wychodziłam więc nie wiem, ale doszły mnie słuchy, że też było całkiem "zabawnie"...
A teraz słowo dla tych, których ogarnie święte oburzenie... Już słyszę te głosy, że jestem niesprawiedliwa, że nie mam racji, że się czepiam, że chcę komuś zaszkodzić...
A niech mnie Jasność przed czymś podobnym zachowa...
Piszę to, bo jak wspomniałam w pierwszej notce, będę tu pisać o wszystkim co mnie cieszy, ale i o tym (a może przede wszystkim o tym) co mnie denerwuje i smuci, a to co widziałam podczas obchodów Triduum Paschalnego smuci mnie naprawdę bardzo...
Wymaga się od ludzi, by znali przebieg liturgii, by wiedzieli jak się kiedy zachować, ale żeby ludzie wiedzieli kiedy jak mają się zachowywać to najpierw trzeba ich tego nauczyć... A jak można ich nauczyć, skoro sami księża chyba nie bardzo wiedzą o co chodzi w tym, co robią.
Wymaga się od wiernych szacunku do Eucharystii, ale jak mogę oni kochać i szanować coś, czego być może nie rozumieją, mało tego, szanować i kochać coś, czego sami księża zdają się nie szanować...
Kapłan którego bardzo szanuję i cenię za jego postawę i miłość do Eucharystii, ale również za wiedzę na temat liturgii, powiedział kilka lat temu, że Liturgia Wigilii Paschalnej to najważniejsza liturgia w roku i należy ją przeżyć godnie, a żeby móc ją przeżyć godnie to najpierw trzeba ją rozumieć, trzeba wiedzieć, co oznaczają poszczególne symbole, których w niej tak wiele...
Zaś w tegorocznym komentarzu do Liturgii Męki Pańskiej przeczytałam: "[...] czy rozumiemy sens Wielkiego Piątku, jego
liturgię i obrzędy? Zazwyczaj nie. Dlatego postarajmy się zrozumieć
wyjątkowość tego dnia by lepiej go przeżyć, bo jak można coś pokochać
jeśli się tego nie rozumie?"
Zatem, Czcigodni, a Zacni...
Quo vadimus?...
Ostro, ale słusznie jak widzę...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak piękny czas, tak ważne nabożeństwa zostały tak niestarannie odprawione. Wielka szkoda...
Znasz mnie nie od dziś i wiesz, że nie formułuję sądów powierzchownych... długo się zastanawiałam nad tą notką, naprawdę, zastanawiałam się czy powinnam, ale uznałam, że przemilczeć nie mogę...
UsuńZnasz mnie również więc wiesz i rozumiesz, że zrobiło mi się naprawdę bardzo przykro...
Pomijając już naszą wczorajszą długą rozmowę na ten temat narzuca mi się jedno skojarzenie. To jak wizyta u niechlujnego lekarza na umowę z NFZ. Żyjemy w kraju, w którym wszystko ludzie robią na "odwal się". Niestety coraz mniej jest ludzi, dla których liczy się ich własna praca. Sama to częściowo rozumiem, ponieważ przy polskich niskich pensjach i wysokich wymaganiach, człowiek bardzo szybko traci motywację. Są jednak zawody i funkcje, które MUSZĄ przejmować się tym co robią, ponieważ robią coś bardzo istotnego. Zarówno lekarz, jak i kapłan MUSI sobie zdawać sprawę z tego, że od jego zachowania będzie zależało albo ludzkie życie albo wiara danej wspólnoty. To nie jest sklepik, gdzie na zły nastrój pani Basi, każdy możne machnąć ręką, tylko to jest służba.
OdpowiedzUsuń